O ten wrak polski MSZ zabiegał wielokrotnie i zawsze otrzymywał odpowiedź, że śledztwo trwa, a przed końcem śledztwa dowodów się nie zwraca. Sprawa wraku jest prawnie skomplikowana. Rosjanie mogliby wydać wrak, ale wcale nie muszą. Do katastrofy doszło na ich terytorium, na obszarze pod ich jurysdykcją.
Opozycja w Polsce od dawna głosi antyrządowe hasło, jakobyśmy „ulegali Rosji”. Minister poczuł się więc w obowiązku, by pokazać, że nie ulegamy. I chce jeszcze zaangażować naszych sojuszników. Ale nasi sojusznicy ani przez moment nie sygnalizowali, że w śledztwie podejrzewają Rosję o jakieś matactwa czy nieprawidłowości. Niedawno USA przekazały Warszawie sygnał, że nie widzą żadnej potrzeby międzynarodowego śledztwa. Jeśli minister Ławrow odpowie pani Ashton to samo, co Sikorskiemu, sprawa wraku nie posunie się ani o krok. Gorzej jeszcze, bo minister Ławrow ze złośliwą satysfakcją przypomni pani Ashton hasła obozu tzw. patriotyczno-narodowego w sprawie Rosji i katastrofy smoleńskiej. Nie przysporzy to Polsce splendoru.
Nasz prokurator generalny powiedział wcześniej, że wrak, wielokrotnie badany, nie jest już potrzebny w śledztwie prowadzonym przez polską prokuraturę. Zapewne tak samo jest i w śledztwie po stronie rosyjskiej. Ostatecznie, po co im wrak? Sprawę pozostawiłbym raczej poufnej dyplomacji.
Nieszczęsny wrak ma oczywiście wartość sentymentalną. W polskiej polityce wewnętrznej jest też orężem w walce na symbole. Z jego powrotem zacznie się niestety kolejna odsłona tej walki: jak pamiątkę uczcić?, gdzie postawić? co napisać? Jak uszanować zrozumiały ludzki ból, a jak nie ulec zawodowcom od teorii spiskowych i jak nie mnożyć kolejnych pomników klęsk i katastrof?