Proszę mnie nie łączyć z decyzją Marka Siwca, to jego indywidualna decyzja” – powiedział Aleksander Kwaśniewski pytany o komentarz po oddaniu przez eurodeputowanego Sojuszu legitymacji partyjnej. Tak łatwo jednak, panie prezydencie, nie będzie. Z tą decyzją jest pan i będzie łączony. Przyczynił się do tego sam Marek Siwiec, mówiąc, że jedną z przyczyn jego gestu jest nie tylko brak poważnych rozmów między SLD a Ruchem Palikota, ale także widoczna w Sojuszu niechęć do skorzystania z pana pomocy. Już raz pan tę pomoc oferował, chcąc na fali powyborczego entuzjazmu i triumfu Palikota, podporządkować faktycznie swoją dawną partię tworowi nowemu. To był błąd, który leży u podstaw wielu dzisiejszych konfliktów i niechęci.
Marek Siwiec zademonstrował swoją niezgodę na trwanie Sojuszu w marazmie, bo rzeczywiście wszystko wskazuje, że Leszek Miller ma już nad głową szklany sufit, którego nie jest w stanie przebić. A Palikot zjeżdża po równi pochyłej. Marzenia o obozie lewicy zdolnym sięgnąć po władzę oddalają się, stąd owo uparte mówienie o Liście Kwaśniewskiego, o nadziei, która się zapewne nie spełni. Siwiec jednak jest zbyt doświadczonym politykiem, aby wykonywać bezsensowne, a kosztowne gesty.
Może więc Siwiec pozostanie na razie „szantażystą”, jak to ujmuje zapalczywa lewicowa młodzież, czy też na końcu okrzyknięty zostanie „zdrajcą”, które to określenie na trwałe przylgnęło do Marka Borowskiego. Może jednak pojawi się wokół niego jakiś krąg nowych i dawnych ojców założycieli? Czasem tak jest, że jeden gest uruchamia lawinę zachowań, które mogą przejść w nową jakość.