Po jednej bracia Karnowscy i ich tygodnik „W sieci”, po drugiej nowy tygodnik oficjalnie już od środy tworzony przez byłego naczelnego „Uważam Rze” Pawła Lisickiego. Jeszcze niespełna dwa tygodnie temu obie ekipy pracowały w jednej redakcji. Teraz ich drogi się rozeszły, choć obie strony starają się robić dobre miny przekonując, że nic się nie stało, nie ma mowy o żadnym podziale, niesnaskach czy niezdrowej rywalizacji. Tylko szlachetne współzawodnictwo ku chwale zgnębionej tuskizmem ojczyzny i na pohybel służalczym mediom. Bo przecież dwa nowe, prawicowo – konserwatywne tytuły to jak dwie nowe szable tak bardzo potrzebne w walce o prawdę.
Sama słodycz? Raczej dymna zasłona. Jeśli przyłoży się ucha bliżej twierdzy „niepokornych dziennikarzy”, zza żelbetowych murów można usłyszeć gniewne pomruki. Na przykład takie, że część „uważaków” ma za złe Karnowskim, iż zamiast lojalnie pracować na rzecz starego tygodnika, od dawna przygotowywali się do startu ze swoim tytułem, traktując „URze” jako trampolinę. Dlatego Lisicki tuż przed swym zwolnieniem chciał zakazać autorom „URze” pisania dla Karnowskich.
Nie trzeba zresztą być wielkim bystrzakiem, by nie zauważyć, że o projekcie Lisickiego jakoś dziwnie milczy ich portal wPolityce.pl, za to bez wytchnienia chwali się dziennikarzami sprzątniętymi mu sprzed nosa. Że nagle, tuż po tym, jak Lisicki ogłosił swoje plany wydawnicze, gruchnęła wiadomość, że „W sieci” również będzie tygodnikiem (pierwsze dwa numery przygotowywane były jako dwutygodnik). Jeśli dodamy do tego ostatni atak Rafała Ziemkiewicza (zasili pismo Lisickiego) na Waldemara Łysiaka (przyciągany przez Karnowskich) wszystko stanie się mniej więcej jasne. Wielbiciele twórczości „niepokornych” przeczuwają zresztą, co się święci.