Kto z dorosłych sięgnie dziś do oryginalnych „Baśni dla dzieci i dla domu” braci Grimm – pisze w specjalnym świątecznym wydaniu POLITYKI Adam Krzemiński – ten będzie poruszony orgią okrucieństwa. W jednej z baśni ojciec odrąbuje ręce własnej córce. W drugiej dziewczynka tańczy w rozpalonych do czerwoności trzewiczkach. W trzeciej chłopiec nocą na cmentarzu uczy się, co to strach. W jeszcze innych jedna macocha truje swą pasierbicę, a druga każe córkom okaleczyć sobie stopy... Wszędzie krew, gwałt i śmierć.
Czyż te obrazy, od pokoleń wsączane do głów niemieckich dzieci, nie zdeformowały ich podświadomości? Czy nie znieczuliły ich i nie uczyniły zdolnymi do tego, co Niemcy wyprawiali w czasie III Rzeszy? Po wojnie to pytanie traktowano ze śmiertelną powagą. Nie jest prawdą, że brytyjskie władze okupacyjne zabroniły w 1945 r. wydawać te baśnie. Ale w Polsce w 1951 r. cenzura nie dopuściła do ich wznowienia. A zachodnioberliński „Tagesspiegel” w 1947 r. nazwał je „przedszkolem okrucieństwa”.
Tak zresztą został odebrany pierwszy wybór baśni. Wzbudził niesmak i gwałtowną krytykę…
Cały esej Adama Krzemińskiego w najnowszym, podwójnym numerze POLITYKI na święta i Nowy Rok – dostępnym w kioskach, w wydaniu na iPada oraz w Polityce Cyfrowej.