Kraj

Prezenty śmieciowe, czyli świąteczne „dary” dla potrzebujących

Męskie skarpety dla niepełnosprawnych dzieci - takie prezenty trafają do instytucji charytatywnych. Męskie skarpety dla niepełnosprawnych dzieci - takie prezenty trafają do instytucji charytatywnych. Andrzej Sidor / Forum
W wielu instytucjach charytatywnych Święta kojarzą się bardziej z górą cywilizacyjnych odpadków niż z prezentami. Przeterminowane jedzenie, szpilki dla emerytek, męskie skarpety dla niemowląt – takie dary płyną szerokim strumieniem.

– Ludzie przynoszą buty, meble, stare ubrania, sprzęt grający, książki, leki, dosłownie wszystko. Coroczne, świąteczne opróżnianie szafy to standard – mówi Bożena Fiejka, pracownik socjalny z Domu Opieki Społecznej (DOS) w Górze Kalwarii.

- Rok temu do naszego Domu Opieki Społecznej pewna młoda pani przyniosła świąteczne prezenty: nowe szpilki i całą szafę starych ubrań – opowiada Agnieszka Winiarz z DOS przy ul. Wójtowskiej w Warszawie. - Do dziś się zastanawiam, kto miałby w nich chodzić? 90 - letnia, ciężko chora pani Stefa, czy jej niewstające z łóżka koleżanki?

Pracownicy Ośrodków Pomocy Społecznej, fundacji i niosących pomoc potrzebującym instytucji każdego roku zmagają się z takimi przejawami specyficznie pojętej „świątecznej dobroci”. Często to rezultat zwykłej bezmyślności i pewnej naiwności darczyńców, czasem efekt traktowania instytucji charytatywnych jak składowisk niepotrzebnych cywilizacyjnych odpadków. Łatwo do nich odstawić zawartość szaf, piwnic i strychów. I jeszcze poczuć się z tego powodu dobrze.

Dary zaległy w garażu

Dla wolontariuszy fundacji Dzielna Matka, która pomaga niepełnosprawnym dzieciom i ich rodzicom, grudzień to czas kwest i wysyłania setek maili z prośbami o wsparcie finansowe. „Nie bądź obojętny na los chorych dzieci. Wpłać na Święta 10 zł” – brzmi hasło na stronie internetowej fundacji. Apele nie przynoszą jednak większego odzewu. - Ludzie lubią przyjść, popłakać, podarować jakiś bubel i z czystym sumieniem wrócić do domu. A przecież 10 zł to nie majątek – zaznacza wolontariuszka fundacji Urszula Jurakowska. W zeszłym roku od jednego z darczyńców fundacja dostała na gwiazdkę … 300 par skarpetek męskich rozmiar 44-47. - Idealne na dziecięce stópki – żartują w Dzielnej Matce.

Inna wolontariuszka opowiadają, że odbierają setki telefonów z propozycjami przekazania przeróżnych darów. Głównie zupełnie zbędnych, takich jak garnki, dywany, czy piłki do grania, a nawet rękawice bokserskie czy dziewczęce stroje kąpielowe. - Żeby uporać się z zalegającymi w garażu darami, otworzyliśmy z mężem second hand pod szyldem fundacji Dzielna Matka. Stwierdziliśmy, że to jedyny sposób na pozbycie się zalegającego towaru – mówi prezes fundacji Vanessa Grzybowska. Niestety, biznes z braku klientów niedawno padł. Grzybowscy postanowili już nigdy więcej nie przyjmować staroci.

Wystawki jak z Biedronki

W mniejszych miastach, z wystawianych przez sklepy przeterminowanych produktów, żyje przed świętami mnóstwo ludzi. Biedni wiedzą, że 24 grudnia warto kręcić się w pobliżu marketów, bo na pewno uda się upolować jakąś „wystawkę”. - My to popieramy, lepiej coś zjeść niż umrzeć z głodu. Zawsze to jakieś święta – mówi pracownik socjalny z jednej z podwarszawskich miejscowości.

Ale bezdomni mają inne zdanie. ­- Ludzie myślą, że jak kogoś „dojechało życie”, to zatracił poczucie estetyki, smaku, zamienił się w świnię – mówi bezdomny Andrzej, były nauczyciel, którego można spotkać w pobliżu stołecznej Hali Mirowskiej. Podobnie tego typu działalność dobroczynną ocenia Michał Kowalski, słuchacz Kolegium Pracowników Służb Społecznych w Warszawie. Swoje poglądy wykłada jasno i kategorycznie: - W Boże Narodzenie wszyscy powinni dostać coś świeżego i nowego. Sklepy przeżyją, a ludzie nie zbiednieją. Czas nauczyć społeczeństwo, szacunku do starszych, chorych i ubogich.

Nauczyć się pomocy

Jarosław Chodorowski, prezes fundacji Trzciany, która chce wybudować nowoczesne centrum rehabilitacji w podwarszawskim Suchocinie, ostatnio często odbiera telefony od firm szkoleniowych, które w ostatniej chwili chcą się rozliczyć z unijnych dotacji. – I na przykład postanawiają uczyć rodziców chorych dzieci marketingu. Cóż z tego, że za darmo – mówi trochę zrezygnowany, bo takie szkolenia nawet nie zmieściłyby się na końcu listy jego choinkowych życzeń. - Ostatnio słyszę to prawie codziennie: „Wesołych Świąt, tu firma X mam dla pana wspaniałą ofertę. Dzięki naszym szkoleniom, poradzi pan sobie lepiej z życiowymi problemami”. Oprócz marketingu, chcą mnie uczyć gotować i prać. Czasem zastanawiam się, kiedy zadzwoni do mnie szkoła rodzenia.

Niektóre organizacje charytatywne nie chcąc sprawiać przykrości darczyńcom lub by nie narażać się na zarzuty, że „poprzewracało wam się w głowach”, przyjmują nietrafione prezenty. Część rozdają rodzinom podopiecznych, albo po prostu wyrzucają do śmieci.

Socjolog Hanna Szymańska z Kolegium Pracowników Służb Socjalnych przestrzega przed wysuwaniem zbyt pochopnych wniosków wobec osób, które przywożą tego typu dary. - To, że pomagamy, jest dobrą oznaką, nie szukałabym w tym pejoratywnego zabarwienia. Choć oczywiście pomagamy z różnych powodów – od czystego altruizmu do troski o własny interes. Działalność charytatywna ma w Polsce niezbyt długą tradycję, nie mamy jeszcze wyuczonych mechanizmów niesienia pomocy. Lepiej wychodzi nam kierowanie jej bezpośrednio do drugiego człowieka, niż za pośrednictwem fundacji i stowarzyszeń. Ale myślę, że z czasem i tego się nauczymy i przypadki „śmieciowej” pomocy staną się zupełnie marginalne – mówi Szymańska.

Sposób osiągnięcia tego celu wydaje się dość prosty. Jeden telefon do fundacji czy domu opieki często wystarczy aby ustalić, czy rzeczy zdjęte z wieszaka rzeczywiście komukolwiek się przydadzą.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dyrektorka odebrała sobie życie. Jeśli władza nic nie zrobi, te tragedie będą się powtarzać

Dyrektorka prestiżowego częstochowskiego liceum popełniła samobójstwo. Nauczycielka z tej samej szkoły próbowała się zabić rok wcześniej, od miesięcy wybuchały awantury i konflikty. Na oczach uczniów i z ich udziałem. Te wydarzenia są skrajną wersją tego, jak wyglądają relacje w tysiącach polskich szkół.

Joanna Cieśla
07.02.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną