Prokurator zażądał dla lekarza jedynie dwóch lat, z możliwych ośmiu, i to w zawieszeniu na pięć lat. Poprosił też o warunkowe umorzenie kary w stosunku do oskarżonych o wręczanie łapówek. Sąd orzekł rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 72 tys. zł. grzywny.
Sąd stanął wobec konieczności precyzyjnej odpowiedzi na pytanie, co jest łapówką, a co nią nie jest. Czy na przykład słynne już ujęcie z ukrytej kamery (na którym pacjentka po operacji wręcza lekarzowi książkę ze słowami: „tak jak się umawialiśmy”) ukazuje korupcję, czy przekazanie dowodu wdzięczności? W książce była koperta. Na innych zdjęciach widać, jak lekarz wyprasza pacjentkę z gabinetu z butelką alkoholu, prosząc o książkę. Czy przed operacją można coś dać? Czy koperta w książce to już dowód?
Dla bohatera procesu, doktora G., bilans tych sześciu lat jest fatalny. Areszt, odejście na pewien czas z zawodu. Obowiązkowe uczestnictwo w regularnych, często cotygodniowych rozprawach – bo tylko tak mógł wybronić się z wielu zarzutów. Na przykład jednego z tych o mobbing. Skarżyła się pielęgniarka, której doktor robił awantury o skrajną nieodpowiedzialność, pozostawianie otwartych drzwi do izolatki z pacjentem z zerową odpornością (śmiertelne efekty takich niefrasobliwości, ujawnione w procesie, to może akurat potencjalny materiał dla prokuratury).
Dla służb państwa i ówczesnych władz bilans też jest fatalny, kompromitujący. Zeznania na sali sądowej ujawniły kuriozalne praktyki. Jedną z ofiar trafionych rykoszetem jest Honorata K., pielęgniarka ze szpitala. „Narzeczony”, który prosił o pomoc w kontakcie z pacjentami doktora G.