Albo bociany ogrodowe (dla położnika), piszczałki z drewna wierzbowego, skrzynki z narzędziami do majsterkowania (dla chirurga), majtki, szczeniaki, świniaki, własnego autorstwa olejne portrety – niespodzianki lekarskich dzieci, wykonane na podstawie zdjęć (dla lekarza psychiatry). A nawet dobrze zachowany czynny granat z czasów II wojny światowej (wszystkie przykłady z opowieści lekarzy).
Prawo do wdzięczności
To dobra wiadomość dla pacjentów. Bo ci mają potrzebę odwdzięczania się, której tło jest głębokie. – Zjawisko odwdzięczania się lekarzom, także finansowo, jest silnie zakorzenione społecznie z powodów historycznych – ocenia Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. – W jednym z carskich ukazów znalazło się wręcz zalecenie, by urzędnikom państwowym, a zwłaszcza lekarzom, zbyt dużo nie płacić, bo ludzie o nich zadbają. Lwia część naszego kraju była pod okupacją carską i ten sposób myślenia przetrwał w mentalności społecznej i umysłach rządzących.
Potem mieliśmy PRL, gdzie pensje lekarzy były niskie, a popyt na usługi medyczne, zwłaszcza w niektórych dziedzinach, zawsze przewyższał podaż. I wreszcie lata 90., gdy każdy chciał się szybko dorobić, a czytelnych standardów etycznych nie było.
A jest jeszcze tło psychologiczne. Choroba to szczególna sytuacja, chodzi o wartości najważniejsze, jak zdrowie czy życie, człowiek ma więc potrzebę czuć się zaopiekowany, widziany indywidualnie. Pięciominutowe wizyty temu nie sprzyjają, więc choć podarek ma pomóc.
Psychologowie podkreślają też, że towarzyszenie w chorobie jest sytuacją nierozerwalnie związaną z odczuwaniem wdzięczności. – Ale mechanizm działa też w drugą stronę – mówi dr Paweł Holas, terapeuta i psychiatra – niemożność wyrażenia wdzięczności szkodzi.