Dr Terlikowski już ogłasza, że wprawdzie testament to nie to samo co eutanazja, ale też jest nie do przyjęcia, bo tylko rozmiękcza opór społeczny przeciwko eutanazji. Najpierw testament życia, później legalizacja eutanazji. Mamy tu klasyczny przykład myślenia spiskowego, by nie powiedzieć paranoi. Bez żadnych dowodów, usiłuje się ludziom wmówić, że jest jakiś tajny plan zabijania ludzi uznanych za niezdolnych do życia.
Właśnie żeby demaskować tego typu myślenie, potrzebna jest dyskusja publiczna. Niestety, mimo że toczy się ona u nas od dawna, i to merytorycznie, nie doprowadziła do żadnych zmian prawnych. Nawet konserwatywny projekt ustawy bioetycznej posła Gowina poszedł do zamrażarki. Przy obecnym układzie sił w parlamencie zmiany są nadal mało prawdopodobne. Presja Kościoła na część stanowiących prawo jest dostatecznie silna. Oczywiście, nie wszyscy są koniunkturalistami, część po prostu zgadza się z negatywnym stanowiskiem Kościoła w wszystkich współczesnych gorących kwestiach światopoglądowych.
I dlatego także w kwestii testamentu życia, prawdopodobnie nic się nie zmieni, choć wydawałoby się, że akurat ta sprawa nie powinna być kontrowersyjna. Bo jeśli prawo dopuszcza oświadczenie o odmowie (albo zgodzie) pobrania naszych narządów w przypadku naszej nagłej śmierci, to czemu miałoby zabronić nam dobrowolnego i świadomego złożenia deklaracji, że nie życzymy sobie stosowania wobec nas tak zwanej uporczywej terapii w obliczu nadciągającej śmierci.
Spieramy się tak naprawdę o to, czy nasze życie należy do nas, czy też państwa czy Kościoła, które chcą o nim decydować. To jest spór bardzo poważny. Po obu stronach są poważne argumenty. Za i przeciw legalizacji eutanazji czy aborcji.