Zazwyczaj ferie polityków pokrywały się z terminem ferii zimowych zaplanowanych dla mazowieckich szkół. W tym roku prezydium Sejmu (czyli marszałkini Ewa Kopacz plus wicemarszałkowie) zdecydowało inaczej. Powód – mniejsze obłożenie pracą, z Sejmu z roku na rok wychodzi coraz mniej ustaw (w zeszłym - 138, czyli o 101 mniej niż w roku 2011 roku).
Nie znaczy to, że posłowie pracują mniej. Z przeliczenia dni ich pracy na Wiejskiej wynika, że wbrew pojawiającym się gdzieniegdzie opiniom, w każdej kadencji jest ich mniej więcej tyle samo. Przez piętnaście miesięcy tej kadencji, podczas posiedzeń plenarnych przepracowali 88 dni. Nieco mniej zapracowani byli senatorowie – wypadło im 47 dni senackich posiedzeń. Posłowie nie muszą, tak jak zwyczajni pracownicy zatrudnieni na umowę o pracę, wypisywać wniosków urlopowych. Nie podlegają kodeksowi pracy. Wolny czas mają zaplanowany z dużym wyprzedzeniem, zgodnie z ustalonym przez prezydium Sejmu kalendarzem obrad.
Minister uczy syna
Wielu parlamentarzystów (głównie PO) te ferie spędzi w górach. Zimy bez nart nie wyobrażają sobie m.in. Ireneusz Raś i Andrzej Czerwiński (obaj z PO), a bez snowboardu - była mistrzyni w tej dyscyplinie Jagna Marczułajtis. Do Zakopanego wybrał się były minister obrony narodowej, senator PO Bogdan Klich: - Uprawiam ten sport od czterdziestu lat, teraz przyszła pora na to, by nauczyć jeździć mojego sześcioletniego syna. Mierzyliśmy się z Nosalem, czasem robimy wypad na stok w Małym Cichym.
Paru zapalonych narciarzy – z posłem Adamem Hoffmanem na czele - można znaleźć również w klubie PiS. - Kilku naszych posłów wyjechało na narty, ale wielu zostało wyznaczonych do dyżurowania i bieżącego reagowania w Sejmie. Ci z tej dwutygodniowej przerwy w pełni nie skorzystają – mówi Ilona Klejnowska, szefowa biura prasowego PiS.