Wszystkie problemy związane z narkomanią i sięganiem po stymulanty należy rozpatrywać w szerszym kontekście. Brakuje mi tego w analizach towarzyszących opisywanym w mediach wydarzeniom. Czy rzeczywiście palenie tzw. trawki było przyczyną samobójstwa chłopca? Czy tylko marihuana sprawiła, że zaczął przyjmować inne narkotyki? W odróżnieniu od chóru pseudoekspertów i ludzi lubiących się wypowiadać na każdy temat, nie sądzę, aby powody tej tragicznej śmierci były aż tak prozaiczne. Uprzedzając dalszy wywód, chciałbym zapytać, czy jeśli ktoś obżera się pączkami, a następnie porywa na własne życie, to za winne uznamy te pączki? Czy raczej beznadziejną samotność, w jakiej żył ten człowiek, jego nieleczoną depresję, poczucie lęku i braku celu?
Bardzo łatwo ferować wyroki. Twierdzić, że marihuana zabiła niewinne dziecko, choć prawda jest taka, że prawdopodobnie była ona dla niego metodą na uporanie się z problemami, których nie można było w tak prosty sposób rozwiązać. I to właśnie te problemy - jak zaawansowany rak u chorych na nowotwór, a nie stosowane silne i toksyczne leki - stały się powodem tej śmierci. Rzecz do roztrząsania przez psychologów i psychiatrów, a nie publicystów lub pożal się Boże polityków, którzy znaleźli nową okazję do kłótni, czy zalegalizować w Polsce marihuanę oraz czy za jej posiadanie powinno grozić więzienie. A wydawało się, że spór zakończyła niedawna, skromna nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Nic z tego, demony odżyły na nowo.
Przybliżmy zatem bohaterkę tego sporu – konopię siewną Cannabis sativa, w której substancją aktywną jest związek o trudnej nazwie tetrahydrokannabinol (THC). Co oferuje? Dobre samopoczucie, odprężenie, poprawę humoru (nawet wesołkowatość), wyostrzenie zmysłów. Proszę nie kończyć lektury w tym miejscu! Tak to już jest z halucynogenami, że w ślad za pozytywnymi doznaniami idą zwykle mniej przyjemne odczucia – można się więc spodziewać po marihuanie dezorientacji, halucynacji, zawrotów głowy, nudności, nie mówiąc już nawet o osłabionym libido (początkowo THC zwiększa ochotę na seks, ale w dłuższej perspektywie nałogowe palenie trawki może upośledzać tę sferę życia za sprawą obniżenia poziomu hormonów płciowych).
„Koszta palenia marihuany zazwyczaj ponosimy po pewnym czasie jej używania” – napisał w dodatku POLITYKI „Narkotyki bez dydaktyki” w 2006 r. prof. Jerzy Vetulani, którego trudno posądzić o stronniczość i brak zdrowego rozsądku. Wielokrotnie rozmawiałem na temat narkotyków z panem profesorem, wysłuchałem wielu jego wykładów. To wybitny farmakolog, toksykolog i znawca problematyki uzależnień, który swoją wiedzę opiera na faktach: tak, marihuana daje niektórym uczucie relaksu, wprawia w lekką euforię, ale w nadmiarze osłabia pamięć i uwagę, a regularnie stosowana nie jest zdrowa dla płuc, ponieważ jej amatorzy wdychają dym zawierający substancje rakotwórcze jakby palili szkodliwe papierosy.
A jednak, o czym zapomina duża część polityków, marihuana znajduje swoje miejsce w medycynie. Nie można przymykać oczu na to, że niektórym chorym pomaga uśmierzyć cierpienie - ma bowiem znaczenie przeciwbólowe, przeciwwymiotne, znieczulające i rozkurczające. W USA i Izraelu pojawiły się plantacje konopi, gdzie roślinę tę hoduje się wyłącznie dla celów medycznych. Specjalnie oczyszczony susz z konopi o właściwościach leku oficjalnie dostępny jest w aptekach Holandii, Czech, Belgii, Niemiec i Szwajcarii.
W wielu krajach już dawno zrozumiano, że legalizacja pewnych nawet kontrowersyjnych działań i metod terapeutycznych pozwala na odpowiednią kontrolę. Bez niej kwitnie podziemie, a w nim fortuny zbijają nieuczciwi producenci i handlarze. Drakońskie kary dla amatorów marihuany nie powstrzymają ich przed korzystaniem z używki, jedynie zmuszą do pozyskiwania jej z nielegalnych źródeł, często oferujących towar nie spełniający żadnych standardów, czystą truciznę faktycznie zanieczyszczoną i niebezpieczną. To prawda, że w medycynie wszystko zależy od dawki – jak głosi stare porzekadło powtarzane przez farmakologów: każdy lek jest trucizną, każda trucizna bywa lekiem.
Szkodliwe niekoniecznie musi być używanie tego, co jest złe, ale nadużywanie tego, co bardzo dobre. Krytyczny stosunek do większości stymulantów bierze się głównie ze względów społecznych, a nie medycznych. Tym, czego należy się bać, co wyrządza zło i sprowadza kłopoty, jest utrata kontroli nad dawkowaniem używek, w tym również marihuany. I dopóki nie będzie nas stać na obiektywną analizę ich wpływu na organizm, nigdy nie uda się wprowadzić skutecznych metod zapobiegania tragediom wynikającym z ich nadużywania. Już kiedyś o tym pisałem. Lecz znów górę biorą emocje, które niczego nie tłumaczą i w niczym nie pomagają.