Od czasu afery z Wandą Nowicką, która miała kilka odsłon i znaczeń, ale przede wszystkim zdawała się zgruchotać szanse Ruchu Palikota na odegranie jeszcze jakiejś poważnej roli w tworzeniu formacji centrolewicowej, trwała interesująca rozgrywka polityczna. I akcja dobijania Palikota z Leszkiem Millerem w roli głównej, który robił coraz wyraźniejsze miny i wrażenie, że już czuje się triumfatorem i najbardziej zręcznym z graczy.
Przed zapowiedzianym spotkaniem Kwaśniewskiego z Palikotem Miller sam doprowadził do swojego spotkania z byłym prezydentem, co można było uznać za odebranie poparcia dla idei absolutnie i wyłącznie samodzielnego żywota i dalszego trwania SLD. Czyli poza i przeciwko jakiejkolwiek koncepcji szukania wspólnej formacji centrolewicowej, a wcześniej wspólnej listy w wyborach parlamentarnych. A zwłaszcza z Ruchem Palikota.
I wszystko niby dobrze Millerowi szło, gdy wreszcie doszło do spotkania w trójkącie Kwaśniewski-Palikot-Siwiec, po którym b. prezydent oświadczył, że stanął na czele Ruchu Europa Plus i być może powstaną listy wyborcze tego ruchu do europarlamentu. Mają być one tworzone przez różne środowiska według zasady przyciągania, ale – co najbardziej widome – również przez Ruch Palikota, z otwartym zaproszeniem także dla SLD. Akcją tą pokierować ma Marek Siwiec, świeży dysydent z SLD. Ma też być aktywny Ryszard Kalisz.
Aleksander Kwaśniewski przeskoczył piaskownicę, w której bawili się razem Palikot z Millerem, i spróbował pokazać, czy może raczej przypomnieć lewicy, że powinna widzieć przyszłość w perspektywie szerszej. I rzeczywiście jakoś tak inaczej to brzmiało i wyglądało niż w codziennych popisach wielu oratorów politycznych.