Teraz mamy już precedens i lada moment ktoś wyjdzie z lalką albo z brzuchomówcą. I znów zacznie się dyskusja, czy tak można, czy nie można. Odbędą się na ten temat trzy posiedzenia i dziesięć kaw na pięć ław. Jak naród to widzi i słyszy, to mu się mdło robi na myśl, że będzie musiał iść na wybory i wrzucić do urny świadomy głos obywatelski. A i tak z list partyjnych znów wejdą do Sejmu ci sami, na których już patrzeć nie można nawet z zamkniętymi oczami.
Gowin mógłby przejść do SLD, Miller do PiS, a Palikot do PSL i niczego to nie zmieni. Nieważne bowiem, gdzie kto siedzi, ważne, o czym mówi. Jeśli człowiek, który uważa się za poważnego polityka, oświadcza, że nie ma w Polsce problemu niedożywionych dzieci, i sunie głodne kawałki o szczawiu rosnącym na nasypie kolejowym, to wiem, że kolejne 50 tys. Polaków zrezygnuje z pójścia na wybory. Co więcej, ja ich rozumiem.
A przecież mamy jeszcze Krystynę Pawłowicz, która każdym swoim wystąpieniem zyskuje sobie nowych wyborców, takich jak na przykład Lech Wałęsa i ksiądz Rydzyk. Apeluje ona do ministra zdrowia o leczenie homoseksualistów z homoseksualizmu. A przyjmijmy na chwilę, że ten obskurancki projekt zostaje przyjęty do realizacji i wydaje się miliony złotych na leczenie żółwia ze skorupy. A zresztą, co ja się będę z tym szarpał. Zainteresowanym podaję adres pani Pawłowicz: aleja Paranoi przy rondzie Obłędu, tuż za nasypem kolejowym ze szczawiem.
Sejm swoje, a rząd, dokładniej Ministerstwo Finansów, też nie zasypia gruszek w popiele i w trybie nagłym wprowadza nowe paragony handlowe.