W programie Tomasza Lisa były prezydent stwierdził gorzko, że przegrał wszystko: mniejszości, bo go oskarżają, politykę - bo zobacz pan, jak polityka teraz wygląda. Stocznię - bo rozbierają, 100 milionów na uwłaszczenia. I Polskę też, bo nie jest taka, o jaką walczył. „Wykorzystuje się wszystkie moje potknięcia, by na tym zarobić”- dodał. Lech Wałęsa manifestuje rozczarowanie współczesnością, bo współczesność wydaje się rozczarowana Wałęsą. Impulsem do obrachunków stała się wypowiedź o gejach, którzy powinni w Sejmie siedzieć w ostatnich rzędach albo za murem.
Żyjemy w czasach błyskawicznych przemian. Także w sferze obyczajów. Lech Wałęsa jest tradycjonalistą. I zawsze był. Jest przykładem na to, że często łatwiej odmienić system polityczny aniżeli wyzbyć się wzorców wyniesionych z domu rodzinnego. Przez dziesięciolecia Wałęsa żył u boku równie tradycjonalnej żony. Która na dodatek niedawno swą książką zakwestionowała ich stary małżeński układ. Dawny model rodziny to spore dystanse. W rezultacie dzieciom Lecha – na co wskazują wypowiedzi europosła Jarosława Wałęsy – łatwiej wychodzi dyskurs z ojcem via media, niż kameralnie, prywatnie, w ramach wzbogacającej i stymulującej międzypokoleniowej wymiany.
Były prezydent po 1989 r. zdobył się na wysiłek, by zrozumieć przemiany polityczne i gospodarcze, globalizację. Sfery obyczajowej nigdy nie doceniał. Teraz niefrasobliwie rzucił parę słów i okazało się, że nie pasuje nigdzie. Ani do środowisk radiomaryjnych, z którymi jest od dawna w konflikcie politycznym, ani do liberałów, z którymi politycznie mu po drodze, ale obyczajowo nie bardzo.
Jako człowiek uparty, zamiast wycofać się z niefortunnej wypowiedzi, opublikował listy osób, które o gejach myślą podobnie jak on. Chyba sądził, że tak myśli większość Polaków. Sondaże pokazały, że niekoniecznie, że tylko jedna trzecia. Dystansując się do jednej mniejszości, sam znalazł się w innej.