Największe ożywienie, co jest zrozumiałe, panuje na froncie antyrządowym. Ponieważ padł ściśle partyjny „projekt Gliński”, typowo zimowy, bo przygotowany na sale konferencyjne i ostatecznie na salę sejmową, trzeba przygotować się na przejście do ofensywy wiosennej, na świeżym powietrzu. Ulice czekają. Na początek trud wzięła na siebie Solidarność Piotra Dudy, związkowca i polityka z przyszłością, który jednym sejmowym wystąpieniem, wołając o referendum w sprawie wieku emerytalnego, wzbudził zachwyt (związkowiec nowego typu, przyszły lider prawicy – tak go komplementowano), ale ostatnio podoba się jakby mniej. Zjazd Platformy Oburzonych w Sali BHP dawnej Stoczni Gdańskiej nie miał dobrej prasy, zanim się zaczął, i niestety, powiedzmy szczerze, wypadł średnio.
Być może jednak cel, aby wreszcie wyruszyć na ulice, a przynajmniej na Stadion Narodowy (bo to ostało się jako główne przesłanie), zostanie osiągnięty. Dla stadionu wiadomość to dobra: im więcej zgromadzeń, tym mniejszy deficyt. W każdym razie determinację widać. Na początek 26 marca Śląsk przećwiczył czterogodzinny solidarnościowy strajk generalny. O co konkretnie był ten strajk, nie wiedzą zapewne do końca sami związkowcy, którzy po siedmiogodzinnych negocjacjach z wicepremierem Piechocińskim i ministrem pracy Kosiniakiem-Kamyszem ogłaszali „szacun dla rządu” jako negocjatora, bo tak wiele ich postulatów spełniono, ale jednocześnie ogłaszali strajk, bo polecenie z góry było wyraźne – strajkować.
Czy zresztą ktoś ma dziś „plan główny” obalenia rządu, czy choćby stworzenia wyraźnej wyborczej alternatywy? Ożywienie owszem, widać, ale mało w nim wiary w powodzenie różnych przedsięwzięć. Inicjatywa Europa Plus na razie grzęźnie; Kwaśniewski i Palikot z feministkami z Kongresu Kobiet nadal są na bakier i nic nie słychać o powodzeniu misji negocjacyjnej Kalisza.