Składanie wniosków o wotum nieufności dla ministrów rządu to święte prawo opozycji. Wszystkie sześć złożonych w tej kadencji przepadło z hukiem, bo koalicji PO-PSL wciąż wystarcza głosów do obrony swoich ministrów. Wnioski opozycji, choć z góry skazane na porażkę, miałyby nawet jakiś sens, gdyby wysoki Sejm wykorzystał je jako okazję do debaty nad stanem infrastruktury (przy wniosku o odwołanie Sławomira Nowaka), spraw zagranicznych (wniosek o odwołanie Radosława Sikorskiego), służby zdrowia (dwa wnioski o odwołanie Bartosza Arłukowicza), czy edukacji (wniosek o odwołanie Krystyny Szumilas). Jednak za każdym razem zamiast debaty na argumenty, oglądaliśmy polityczny spektakl niskich lotów.
Już w samych wnioskach wysyłanych do laski marszałkowskiej trudno doszukać się twardych danych, wyliczeń, argumentów. Ociekają za to epitetami i ogólnikami, z którymi trudno na poważnie dyskutować. Minister edukacji po pół roku urzędowania podpadła PiS, jak czytamy we wniosku: „urządzaniem festiwalu chaosu, niekompetencji, zaniechań, opóźnień i żenującej beztroski”. Minister zdrowia z kolei „pogłębianiem wszechobecnego w systemie chaosu.”, a minister transportu „udowodnił, że jest trwale niezdolny do realizacji tak odpowiedzialnych zadań jak rozwój szeroko pojętej polskiej infrastruktury”.
Trzeba oddać najmłodszemu posłowi w sejmie Partykowi Jakiemu z Solidarnej Polski, że w sejmowym wystąpieniu, w którym nawoływał do odwołania Sławomira Nowaka, podał kilka twardych danych, ale niestety wszystko przykrył słoikiem z pluskwą (rzekomo z pociągu relacji Olsztyn - Wrocław). Z całego wystąpienia, zapamiętane mu będzie „nieuctwo”, które wypomniał mu naczelny entomolog Sejmu Stefan Niesiołowski („To jest karaluch. Ty nieuku, to jest karaluch”). Poseł Jaki wspominając w wystąpieniu Stanisława Gomułkę podpadł też magistrowi historii Donaldowi Tuskowi. „Władysław Gomułka, Kiepsko się uczyłeś historii” – odnotowały upomnienie premiera stenogramy sejmowe.
Długie przemówienie Jakiego (trwało godzinę i dziesięć minut) zniecierpliwiło nawet spokojnego zwykle Rafała Grupińskiego – szefa klubu PO, który krzyczał do niego: „Ile godzin jeszcze będziesz mówił?”. Stenotypistki zanotowały też takie głosy z sali: „Zejdź z tej mównicy”, „Kończ pan”, „O czym ty mówisz chłopie?”, „Bzdury gadasz”, „Nie chrzań”.
Tej ponad trzygodzinnej pseudodebacie przyglądało się kilku ministrów rządu. Przemówienia najmłodszego posła wysłuchał nawet minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Dokładnie w tym samym czasie w sali obok, podsekretarz stanu w jego ministerstwie referowała przed sejmową komisją spraw zagranicznych stan stosunków polsko – rosyjskich i przedstawiała kandydata na ambasadora w Gruzji.
Zaraz po debacie nad odwołaniem Nowaka odbyło się drugie czytanie ustawy deregulacyjnej, która otwiera drogę kandydatom do pracy w kilkudziesięciu korporacjach i ma stworzyć sto tysięcy nowych miejsc pracy. Gdy tylko się rozpoczęła, sala obrad i tak zwany rządowy tramwaj (miejsce w którym siedzą ministrowie) zaświeciły pustkami.
Jeśli ktoś do tej pory nie potrafił zrozumieć, dlaczego Sejm ma dziś najniższe notowania od początku kadencji (dobrze ocenia jego pracę jedynie 14 proc. badanych), po ostatnim posiedzeniu nie powinien mieć z tym żadnych problemów.