Kościół katolicki od kiedy okrzepł i urósł w siłę był zawsze wrogiem postępu. Wyjątkiem jawiła się postawa polskiego Kościoła w czasach schyłku komunizmu, gdy prawie cały zaangażował się w zmiany, nie bacząc na represje. Ale i wtedy ówcześni prymasi, Stefan Wyszyński a potem Józef Glemp, kluczyli by powstrzymać gorące głowy. Kościół z samej swej natury jest zachowawczy. Nie toleruje żadnych nowości i eksperymentów. Dlatego nawet do szpiku kości nowy i nieznany nikomu na świecie społeczny eksperyment "Solidarności” Kościół postrzegał jako powrót do stanu sprzed II wojny światowej i komunistycznej opresji, a nie jako krok w nowoczesność. Taką samą postawę reprezentuje teraz wobec zmian, które niesie ze sobą niezaprzeczalna już nowoczesność, wolność i demokracja.
Teokracja za progiem?
Dokument "O wyzwaniach bioetycznych, przed którymi stoi współczesny człowiek" jest wręcz modelowym przykładem takiej postawy. Biskupi przyjmując go na 361. zebraniu plenarnym Konferencji Episkopatu Polski potwierdzają jedynie kościelne tezy znane od lat. Powołują się na Dekalog, postanowienia Soboru Watykańskiego II, nauczanie Jana Pawła II, cytują co chwila encykliki polskiego papieża, które mają wyznaczać drogę postępowania katolików. I wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby dokument nie nakazywał katolikom w sposób czynny wprowadzać zawarte w nim tezy w życie również poza Kościołem katolickim. Objęcie katolików zakazem aborcji, niestosowania antykoncepcji i zapłodnienia in vitro jest całkiem naturalne. Ale już wezwanie do stanowienia świeckiego prawa na bazie tych przekonań religijnych jest nie do pogodzenia z zasadami wolności społecznej i demokracji.