Ten artysta i celebryta – na dodatek radykalizujący się – staje się niezbędny w tak wielu inicjatywach, że wkrótce będzie można o nim powiedzieć, iż biega z taczkami tak szybko, że nie ma czasu ich załadować. Na razie jednak wozi jeden podstawowy ładunek, czyli staje na czele wszystkich oburzonych, bez względu na przyczynę oburzenia, byle jakoś dotknęło to Donalda Tuska. Ma obsesję obalenia premiera dorównującą tej, jaką wykazywał się dotychczas Jarosław Kaczyński. Zresztą wizja obalenia rządu przez Kukiza zaniepokoiła już Kaczyńskiego, który zdecydowanie woli partie od luźnych struktur powoływanych nawet do zadania zgodnego z jego celem. Za wyrażony publicznie niepokój Kaczyński dostał od Kukiza naganę.
W tej sytuacji nie mogło artysty zabraknąć przy inicjatywie odwoływania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Właśnie rozpoczęło się zbieranie podpisów pod wnioskiem o referendum, a potrzeba ich ponad 130 tys. Inicjatywie przewodzi burmistrz Ursynowa Piotr Guział, podobno lewicowy, ale mający wyjątkową siłę przyciągania, skoro zainteresował wszystkich – od lewicowców po ruch narodowy. Wspólną cechą zjednoczonych pod szyldem Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej jest to, że w przeszłości zajmowali w mieście różne stanowiska i je potracili. Nie zawsze w okolicznościach chwalebnych. Zebrał się więc salon oburzonych-odrzuconych i rusza po władzę. Motywację mają niewątpliwie wielką, bo czyż jest w polityce coś silniejszego niż chęć ponownego objęcia stanowisk, najlepiej wyższych niż się zajmowało? Guziałowi marzy się ponoć fotel prezydenta stolicy.
Trudno nie zauważyć, że inicjatywa podjęta została w wyjątkowo sprzyjającym momencie. Platforma notuje bezprecedensową serię wpadek w samorządach; straciła władzę w Elblągu, w Żaganiu, w Łodzi prezydent miasta nie ma większości i o przyszłości kilku radnych decydować będzie sąd koleżeński. Wszystko na własne życzenie, wedle bardzo podobnego scenariusza, bo w PO frakcje ścierają się nie tylko na szczytach władzy, zyskując natychmiast stosowny rozgłos (co powiedział Schetyna, a co Grupiński; co zrobi Gowin, czy już wykoszą ostatecznie stronników Tuska), ale przede wszystkim na dole, w terenie. I nikt nie ma głowy, by się nimi zająć.
Premier ma i tak nadmiar obowiązków, pierwszy wiceprzewodniczący rozmyśla, czy na przewodniczącego wystartować i przynajmniej Tuska mocno osłabić, posłowie patrzą w sondaże i liczą kurczące się przyszłe mandaty. Losy prezydent Warszawy mogą więc potoczyć się różnie, bo to nie jest pogoda dla PO, a porażka wiceprzewodniczącej partii to już sensacja dużego kalibru. Jest się o co starać i nic dziwnego, że PiS już ofiarowuje pomoc, Ruch Palikota chętnie się przyłączy, a kto wie, jak zachowa się SLD. Niby Leszek Miller jest ostrożny, ale przecież bycie w opozycji zobowiązuje. Warszawska porażka byłaby bardzo ciężkim ciosem dla prestiżu całej Platformy i Donalda Tuska osobiście.