Każdy poseł dostaje od Kancelarii Sejmu 12.150 zł miesięcznie na prowadzenie własnego biura. Raz w roku musi rozliczyć się z tych pieniędzy. W sprawozdaniach składanych przez parlamentarzystów uderza głównie to, jak wielu z nich zatrudnia pracowników biur poselskich na podstawie tzw. umów śmieciowych i jak mało pieniędzy wydają na ekspertyzy i opinie prawne. W zeszłym roku Kancelaria Sejmu wydała na funkcjonowanie biur poselskich 64 mln 198 tys. 384 zł.
Śmieciówki u posłów
Aż 22 parlamentarzystów nie podpisało z osobami obsługującymi ich biura umowy o pracę. Większość na etat zatrudnia tylko jednego pracownika, a z resztą podpisuje tzw. śmieciówki. Co ciekawe robią to najczęściej najmłodsi posłowie, którzy w oficjalnym przekazie politycznym walczą o godne zatrudnienie dla młodych: Patryk Jaki (SP), Agnieszka Pomaska i Michał Szczerba (oboje z PO) oraz Marcin Mastalerek (PiS). – Zatrudniam pięć osób na umowy o dzieło. Kwota, którą dostajemy na prowadzenie biur jest tak niska, że gdybym dał tym ludziom umowy o pracę, to zarabialiby głodowe pensje – tłumaczy Patryk Jaki, który na umowy śmieciowe wydał w zeszłym roku ponad 106 tys. zł.
Tę formę zatrudnienia wybrał też minister transportu Sławomir Nowak, który współpracuje tylko z jedną osobą, ale za to z wysokim miesięcznym wynagrodzeniem - ponad 5 tys. zł.
Pracownicy poselskich biur prowadzą kalendarz swoich szefów, przyjmują wyborców, organizują spotkania, kontaktują się z regionalnymi mediami, prowadzą biura. Jak na byłego szefa NSZZ Solidarność przystało, wzorowe umowy o pracę podpisał Janusz Śniadek (na dwóch etatowych zatrudnionych wydał prawie 60 tys. zł.) Najwięcej, tak zresztą jak w poprzednich latach, na pensje dla czterech pracowników wydał Jarosław Kaczyński – 115 tys.