Wypowiedź dostojnika ma wagę polityczną. Pośrednio jest wsparciem Jarosława Gowina, który wchodzi w spór o władzę nad PO z Donaldem Tuskiem.
Gotowość Michalika do zaakceptowania „nawet złego” ale jakiegoś prawa porządkującego kwestię in vitro, zostanie zapewne uznana za krok we właściwą stronę. Czyli w stronę projektu właśnie posła Gowina, przyzwalającego na legalne stosowanie in vitro pod warunkiem rygorystycznej ochrony niewykorzystanych zarodków.
Sam nie jestem przekonany, czy rzeczywiście jest się z czego cieszyć. Po pierwsze uważam, że nie należy regulować tego, co regulacji niezbędnie nie potrzebuje. Wydaje mi się, że w dziedzinie bioetycznej wystarczy zasada: co nie jest zakazane, jest dozwolone.
Po drugie, nie uważam, by słowo „kompromis” było trafne. Można bowiem się zastanawiać, o co właściwie chodzi abp. Michalikowi. Bo mówi jednocześnie, że prawo jest złe (gdyż legalizuje in vitro), ale lepsze niż brak prawa (dzięki czemu można dziś legalnie leczyć metodą in vitro). Dodaje, że „nie wie, czy Kościół będzie entuzjastą rozwiązań niedoskonałych” i czy wyrazi nadzieję, że „to etap na drodze do prawa doskonalszego etycznie”.
Hmm… Albo-albo, Ekscelencjo. Jeśli prawo jest „złe” (z punktu widzenia Kościoła), to o jakim kompromisie może tu Kościół mówić? Na pewno nie etycznym (bo przecież domagał się jeszcze przed chwilą całkowitego zakazu in vitro).
Zostaje tylko kompromis polityczny. Ale Kościół przecież oficjalnie polityką się nie zajmuje i nie powinien się nią zajmować, gdyż to obszar władzy świeckiej, chroniony konstytucyjnie. A jeśli Kościół zmienia zdanie na rzecz takiego kompromisu, to powstaje pytanie o cenę – polityczną - tego kompromisu? Co państwo miałoby w zamian oferować Kościołowi? Wycofać się z projektu min. Arłukowicza o państwowym finansowaniu in vitro?
Widzę tu zatem same znaki zapytania. Wypowiedź Michalika wydaje mi się jakimś niedomyślanym balonem sondażowym i na razie niczym więcej.
Prawdziwa zmiana stanowiska byłaby według mnie wtedy, gdyby metropolita powiedział jasno: bierzemy pod uwagę prawa osób nie podzielających nauk Kościoła w kwestii in vitro i dla dobra publicznego, nie zmieniając naszej krytycznej oceny tej metody leczenia, nie będziemy się sprzeciwiać jej legalizacji.