Państwo zrefunduje zabiegi in vitro około 15 tysiącom par, z czego ponad dwóm tysiącom jeszcze w tym roku. Rząd planuje wydać na to prawie 250 milionów złotych. A wszystko zamiast na ustawie, tak jak w większości krajów europejskich, opiera się na ministerialnym programie leczenia niepłodności.
Wokół programu z każdym dniem narastało coraz więcej kontrowersji. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, kto będzie mógł skorzystać z bezpłatnego finansowania zabiegów , gdyż Ministerstwo Zdrowia zwlekało z publikacją odpowiednich dokumentów precyzujących dość pobieżne zapisy programu. Stosowny regulamin pojawił się na stronie internetowej dopiero w piątek, czyli na dwa dni przed wejściem programu w życie.
Część zgłaszanych przez lekarzy wątpliwości, jak choćby to – kto może wziąć udział w programie, zostało rozwianych, jednak wciąż istnieje wiele spornych kwestii, które nie zostały uregulowane konkretnymi przepisami. Każda z par, która będzie chciała skorzystać z programu, musi w specjalnym oświadczeniu zadeklarować, że nie jest w posiadaniu zamrożonych zarodków. W programie nie zapisano jednak, jaka kara grozi za złożenie fałszywego oświadczenia. – Nie wiadomo też co z parami, w których jedna z osób jest obcokrajowcem i odprowadza składki za granicą. A to częsty przypadek, zwłaszcza w zachodniej części kraju – tłumaczy Sławomir Sobkiewicz, prezes Związku Polskich Ośrodków Leczenia Niepłodności i Wspomaganego Rozrodu. Większość tych wątpliwości lekarze zawarli w specjalnym liście wystosowanym do Ministerstwa Zdrowia. Odpowiedzi, które dostali w piątek po południu, nie są dla nich do końca satysfakcjonujące.
Białystok dostał najwięcej
Już sam konkurs, w ramach którego wyłonione zostały kliniki, w których będą dokonywane refundowane zabiegi, budzi wiele zastrzeżeń.