Po pierwsze, przywraca ład w głowach wyborców PiS. Kandydatem na premiera, najważniejsze stanowisko w Polsce i jedyne dające realną władzę, jest – i zawsze był – Jarosław Kaczyński. Byłoby niedobrze, gdyby fraza „premier Gliński” zakotwiczyła na dłużej.
Po drugie, dostarcza temat mediom. Trwa sezon ogórkowy, w PiS niewiele się dzieje, a prof. Gliński jako temat się sprawdza. Nie jest jeszcze zgrany medialnie, dobrze wypada w telewizji, nie przynosi wstydu partii, co zdarza się niektórym innym profesorom.
Po trzecie, jeśli Gliński rzeczywiście ma odegrać rolę w wyborach prezydenckich, musi budować swoją rozpoznawalność. W marcu (CBOS) ufało mu 10 proc. Polaków, 12 proc. nie ufało, a ponad połowa badanych nie wiedziała, kim jest. Dlatego PiS musi od czasu do czasu przypominać o jego istnieniu.
Po czwarte, Gliński współgra z obecnym przekazem partii, PiS w wersji light, nieepatującym Smoleńskiem, walczącym o wyborców centrowych. Profesor z epizodem w Unii Wolności w życiorysie, którego nie da się przyłapać na bodaj ani jednej agresywnej wypowiedzi, znakomicie sprawdza się jako twarz (złośliwi powiedzieliby – maska) takiego PiS.
Po piąte, wybory prezydenckie odbędą się przed parlamentarnymi. Bronisław Komorowski jest na razie uodporniony na kryzys PO, a ufa mu i dobrze ocenia jego pracę mniej więcej połowa wyborców PiS. Dla Jarosława Kaczyńskiego to bardzo niewygodna sytuacja, stąd już teraz wysyła sygnał, że jego partia nie zapomniała o tych wyborach i wystawi kandydata.
Po szóste wreszcie, dla Kaczyńskiego wybory prezydenckie są kłopotliwe. Sam nie chce startować – problemem byłaby zarówno porażka, jak i zwycięstwo (bo musiałby oddać władzę w partii). A innych kandydatów PiS raczej nie ma – drugim najbardziej rozpoznawalnym politykiem jest Antoni Macierewicz. Nie mówiąc o tym, że partyjny kandydat wzbudziłby w partii wielkie emocje, których Kaczyński wolałby uniknąć.
Jedynym poważniejszym problemem, który powoduje prof. Gliński jest to, że nie bardzo się nadaje na idola prawicy. Nie jest i nigdy nie będzie politykiem wiecowym; widziałem go w Wołominie na spotkaniu z aktywem PiS i działacze reagowali na niego bez specjalnego entuzjazmu. Z szacunkiem, ale na dystans.