Agonia Kajtka trwała trzy doby. Leżał bez ruchu w plastikowym pojemniku. Już nie podnosił głowy. W piątek nie było Krystyny, wolontariuszki, która raz, dwa razy w tygodniu opiekowała się Kajtkiem. Inna, Mariola, zajmująca się kilkoma innymi psami w tym samym pomieszczeniu, zobaczyła, że z Kajtkiem źle. Zawiadomiła pracowników, prosiła, by psem zajął się lekarz. Usłyszała, że nic mu nie jest, bo nie skomle. Podłożyła mu polarowy kocyk, próbowała napoić. Kiedy przyszła w niedzielę, pies leżał w tej samej pozycji. Do zamknięcia schroniska nikt się Kajtkiem nie zainteresował. W poniedziałek pies wreszcie odszedł.
Prawie każde schronisko ma swój sektor geriatryczny – zwykle na tyłach, za zamkniętymi drzwiami z kartką o zakazie wyprowadzania na spacery. Na warszawskim Paluchu przed budyneczkiem czuwa pracownik, pilnuje, by nie wchodzili tam przypadkowi goście. W środku, w klatkach, dożywają te, co już nie podnoszą głów. – Przebywanie latami w zamknięciu i izolacji to też jest cierpienie, tyle że psychiczne – mówi prof. Wojciech Pisula, zoopsycholog. – Ssaki potrzebują doświadczeń, stymulacji, relacji społecznych. A zwierzęta udomowione także kontaktu z człowiekiem.
Ustawa o ochronie zwierząt mówi o „konieczności bezzwłocznego uśmiercenia w celu zakończenia cierpień zwierzęcia” (art. 33 punkt 3). Jeżeli zwierzę może dalej żyć, jedynie cierpiąc i znosząc ból, to moralnym obowiązkiem człowieka staje się skrócenie tej agonii. Ma się ono odbyć w sposób humanitarny, przy zadaniu minimum cierpienia fizycznego i psychicznego. Ustawa nie precyzuje jednak, bo nie może, kiedy zastrzyk morbitalu jest ostatnim, co możemy i powinniśmy zrobić dla zwierzęcia.