Ilość czasu poświęconego w polskich mediach królewskim Windsorom, którzy mają nowego następcę tronu, sugeruje, że i u nas obudziła się tęsknota za monarchią. Jeśli nawet można w tym zainteresowaniu szukać czysto celebryckiego klucza (jaka sukienka, jaki fotelik dla małego George’a), to jednak chyba nieprzypadkowo właśnie monarchia dostarcza supercelebrytów z najwyższej półki – znanych, bogatych, w dodatku z błękitną krwią. A uosabianie państwa, przy jednoczesnym pozostawaniu poza polityką, jawi się jako ideał społecznego spoiwa, zwłaszcza w nacjach, którym tego scalającego, niekwestionowanego autorytetu akurat brakuje. Nie sposób przeoczyć także innych zalet monarchii: medialnych, wizerunkowych, gospodarczych, turystycznych. To dzisiaj silny brand, bywa że wizytówka kraju.
Monarchia niektórych uwodzi blichtrem i elegancją, dla innych jest symbolem ciągłości władzy, decydującej o stałości i sile państwa. Znaczenie polityczne współczesnych monarchii, brytyjskiej i innych, nie polega na bieżącym uczestniczeniu w decydowaniu o sprawach kraju, przeciwnie – nadmierne angażowanie się w rządzenie szybko by publiczny wizerunek tych monarchii zrujnowało. To znaczenie jest dużo głębsze.
(…)
Warto, niechby tylko dla umysłowej zabawy, zadać sobie pytanie, kto wchodziłby w grę jako polski król, jakie krążą na ten temat koncepcje, choćby najbardziej wydumane i skażone genem niepowagi…
Cały artykuł Agnieszki Krzemińskiej mogą Państwowo przeczytać w najnowszym numerze POLITYKI – dostępnym w kioskach, w wydaniach na iPadzie, Kindle i w Polityce Cyfrowej.
Zapraszamy do głosowania w naszej sondzie: Który z prezydentów III RP najlepiej nadawałby się na króla?