Albrecht von Krockow, zmarły w 2007 r. senior rodu, jeden z inicjatorów polsko-niemieckiego pojednania oraz licznych partnerstw gmin i powiatów, był w Krokowej nazywany ciepło Dziadkiem. Gmina szykowała się do obchodów 100-lecia urodzin swego honorowego obywatela. Uroczystości planowano na 7–8 września. „W programie konferencja, przedstawienie monografii, otwarcie wystawy i koncert zespołów” – zapowiadało Radio Gdańsk. Wojciech Dettlaff, starosta pucki, który przyjął patronat nad obchodami, o tym, że fety nie będzie, dowiedział się nieoficjalnie podczas pobytu w Niemczech, w partnerskim powiecie. Tamtejsi samorządowcy martwili się, bo chcieli przyjechać. Henryk Doering, wójt gminy Krokowa, występującej wraz z Fundacją Europejskie Spotkania Kaszubskie Centrum Kultury w roli współorganizatora obchodów, twierdzi, że to rodzina przełożyła jubileusz. Na kiedy, nie wiadomo. – O Albrechcie mam bardzo dobre zdanie – podkreśla wójt Doering jakoś tak bez związku. Pozornie.
Tadeusz Puszkarczuk, wójt sąsiedniej gminy Puck, słyszał, w czym problem: graf Albrecht był w SS.
Baśniowa historia
To świeże odkrycie. Próżno szukać wzmianki na ten temat w dotychczasowych publikacjach – ani w książkach zmarłego niedawno dr. Krzysztofa Wójcickiego, dramaturga i prozaika, znawcy Kaszub i Pomorza, który rodowi von Krockow poświęcił kawał życia (m.in. wywiad rzeka z Albrechtem von Krockow, „Sonata krokowska” i powieść „Mój przyjaciel trup”), ani w „Braciach” dr Magdaleny Sachy, byłej dyrektorki Muzeum Regionalnego w Krokowej. Wójcicki był zafascynowany von Krockowami. „Mnie ta historia od samego początku wydawała się baśniowa – mówił w jednym z wywiadów – no bo i zamek, i tajemniczy park z fosą, i wiekowy kościół z kryptami w podziemiach, pobliże morza.