Nie ma jakiegoś jednego dokumentu, który zawierałby program ekonomiczny PiS. Ale są liczne wypowiedzi prezesa partii i innych jej prominentów (np. ostatnio wiceprezesa Adama Lipińskiego na łamach „Gazety Wyborczej”), które dają wyobrażenie o jego głównych elementach.
Mają już one swoje wdzięczne nazwy. To m.in. upaństwowienie służby zdrowia, repolonizacja sektora bankowego, reindustrializacja, mieszkania dla młodych. A także „reforma 65”, czyli obniżenie właśnie podwyższonego wieku emerytalnego. A co najważniejsze: na to wszystko znajdą się pieniądze, a mimo to deficyt w finansach państwa zmaleje.
Z problemem marnej służby zdrowia PiS chce się uporać metodą Mariusza Łapińskiego, byłego ministra zdrowia w rządzie SLD, który zła upatrywał w istnieniu regionalnych kas chorych. SLD więc, po dojściu do władzy, te kasy zlikwidował. Zastąpił je monopolistą, scentralizowanym Narodowym Funduszem Zdrowia. I nadal jest źle. Więc PiS zlikwiduje NFZ. Przywróci administracji centralnej jurysdykcję nad placówkami leczniczymi, odbierając władzę marszałkom. Wraz z tym wróci finansowanie służby zdrowia z budżetu. Co by to w praktyce oznaczało?
NFZ zniknie
Z pewnością najłatwiej będzie zlikwidować szyldy z napisem „Narodowy Fundusz Zdrowia”. Ale już niekoniecznie zwolnić tysiące jego pracowników. Będą potrzebni wojewodom, którzy przejmą od samorządów odpowiedzialność za nasze leczenie. Oni też będą dzielić pieniądze. Muszą mieć ludzi i struktury. Więc urzędnicy NFZ najpewniej zasilą szeregi administracji wojewodów. Zamienimy jedne szyldy na drugie. Pieczątki, papiery firmowe.
A może jednak da się ograniczyć biurokrację? Przecież przed reformą z 1999 r. wojewódzkie wydziały zdrowia nie były tak rozrośnięte jak NFZ obecnie.