Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Nasze inaczej

W jakiej kondycji jest polska strefa publiczna?

Bez związków nie ma równowagi między kapitałem i pracą. A bez tej równowagi nie ma mowy o stabilnym wzroście. Bez związków nie ma równowagi między kapitałem i pracą. A bez tej równowagi nie ma mowy o stabilnym wzroście. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Za co płacimy partiom, związkom zawodowym, Kościołom? I dlaczego powinniśmy płacić, nawet kiedy bywają prywatnymi folwarkami uprzywilejowanych grup?
Można wierzyć w Boga lub nie, chodzić na nabożeństwa lub nie, ale każdy z nas żyje w środowisku od wieków kształtowanym przez księży.Stanisław Kowalczuk/East News Można wierzyć w Boga lub nie, chodzić na nabożeństwa lub nie, ale każdy z nas żyje w środowisku od wieków kształtowanym przez księży.

Co łączy partie polityczne, media publiczne, Kościoły, związki zawodowe, uniwersytety, organizacje społeczne? Nawrotowe i narastające zamieszanie wokół ich finansów i finansowania. Subwencja dla partii, związkowe etaty i lokale w firmach, publiczne wydatki na pomoc Kościołom, abonament, 1 proc. i ulgi podatkowe dla trzeciego sektora – kosztują nas wszystkich. I wielu bulwersują. Słusznie. Bo płacą za to wszyscy. Także ci, którzy z tymi instytucjami nie chcą mieć nic wspólnego. Ale czy to znaczy, że rację mają politycy, którzy chcą zabrać publiczne pieniądze partiom, związkom, Kościołom, trzeciemu sektorowi?

Prywatne mimo wszystko rośnie. Państwowe jakoś sobie radzi. A między nimi – dziura. W naszym wyobrażeniu świata jest miejsce dla prywatnego – firm, rodzin, majątków. Jest miejsce dla państwa – armii, policji, sądów, dróg, urzędów, nawet dla podatków i spółek (państwowych i samorządowych). Bo jedno i drugie było podstawą poprzednich systemów – feudalizmu i realsocjalizmu – wciąż żywych w naszych głowach. Sęk w tym, że nie ma w nich miejsca dla tego, co jest podstawą demokracji rynkowej. Czyli dla społeczeństwa. Zwłaszcza dla tworzonych przez nie i służących mu publicznych instytucji.

W interesie ogółu

Wszystko, co publiczne, jest w Polsce niepewne dnia ani godziny. Bo „ni to pies, ni wydra”, jak by powiedział Gomułka. Polska rzeczywistość ciąży ku prostej jednoznaczności. Więc to, co publiczne, wypycha się ku państwowemu albo ku prywatnemu. Nie chodzi o formę własności, czyli podział na państwowe, prywatne i trzeci sektor. Chodzi o istotę. Sęk w tym, że bez tego czegoś w środku ani to, co państwowe, ani to, co prywatne, nie może się dobrze kręcić. Bo publiczne to rodzaj elastycznego przegubu między sferą państwową a prywatną.

Polityka 32.2013 (2919) z dnia 07.08.2013; Polityka; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Nasze inaczej"
Reklama