To koniec anonimowości służącej szerzeniu nienawiści! Nie, to koniec wolności w Internecie! – tak najkrócej można by podsumować opinie po ubiegłotygodniowym wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego, który zwieńczył spór między wydawnictwem Agora a generalnym inspektorem danych osobowych (GIODO). Rzecz poszła o komentarze internetowe – firma Promedica24 stwierdziła, że wiele z nich godzi w jej dobry wizerunek i zniesławia przedsiębiorstwo. Dlatego jej kierownictwo wytoczyło batalię, sięgając zarówno po oręż prawa karnego, jak i decydując się na postępowanie cywilne. W jednym i drugim przypadku potrzebna jest znajomość personaliów sprawców – kto korzysta z Internetu, wie, że większość użytkowników forów dyskusyjnych posługuje się „nickami” ukrywającymi prawdziwą tożsamość.
Pełna anonimowość w Internecie jednak praktycznie nie istnieje, przy odrobinie wysiłku i współpracy administratora serwisu można rozpoznać urządzenie, z jakiego wysłano obelżywe treści, a na tej podstawie dociec, kto był ich autorem. Gdy więc prokurator lub policja zwróci się w ramach prowadzonego śledztwa do wydawcy portalu, na którym doszło do zniesławienia, nie ma on wyjścia i w ramach obowiązującego prawa musi dane udostępnić. Sytuacja komplikuje się w przypadku procesu cywilnego, gdy osoba lub, jak w opisywanym przypadku, firma uznają, że zostały naruszone dobra osobiste lub wystawiona na szwank renoma. Może ona zwrócić się do administratora serwisu o udostępnienie danych „hejtera” (w internetowym slangu osoba pisząca nienawistne komentarze), zazwyczaj jednak spotka się z odmową i wyjaśnieniem, że użytkowników serwisu chroni ustawa o ochronie danych osobowych.