Na pierwszym powakacyjnym posiedzeniu Sejmu Janusz Palikot pojawił się przy Wiejskiej bez pomarańczowego liścia marihuany w klapie marynarki i plastikowego zegarka na nadgarstku. Biała koszula na spinki, elegancki zegarek i dobrze skrojony garnitur mają zapewne świadczyć o tym, że Palikot nabiera stylu i powagi.
Wizerunkowy lifting szef Ruchu zaczął od siebie, a teraz oczekuje, że i partia się zmieni. Dziś Ruch Palikota ma niespełna 7 tys. członków, którzy płacą składki, i kilka tysięcy, którzy nie płacą, ale deklarują sympatię. Na pierwszy weekend października Janusz Palikot zapowiedział nadzwyczajny zjazd, na którym ma dojść do zmiany nazwy partii, przegłosowania jej nowego statutu i programu.
Wstyd Palikota
Pomysł na rebranding, jak mówią językiem marketingowców najważniejsi działacze Ruchu, jest bardzo świeży, bo urodził się w lipcu. – Po tym jak powstała koalicja Europa Plus, część osób związana z Ruchem zaczęła przepisywać się do stowarzyszenia Europa Plus Marka Siwca. Byli mocno zdezorientowani w całej tej koalicyjnej konstelacji – mówi poseł Ruchu.
Jakby tego było mało, to właśnie w lipcu odeszło z klubu Palikota trzech cenionych w terenie posłów: Bartłomiej Bodio, Artur Bramora i Halina Szymiec-Raczyńska. Na chwilę przed zamknięciem za sobą klubowych drzwi posłanka wyznała Palikotowi, że wstydzi się tego festyniarstwa i prostactwa, z którym kojarzony jest klub. – On mi na to odpowiedział, że też się tego wstydzi – relacjonuje Szymiec-Raczyńska. Kilka dni później razem z kolegami założyła koło poselskie Inicjatywa Dialogu. Jak pokazują sejmowe głosowania, najlepiej dialoguje się im z Platformą Obywatelską i już oczywistym stało się dla wszystkich, że są dla Tuska zabezpieczeniem sejmowej większości (właśnie nadwerężonej przez gowinowców).