Naruszenie europejskiej konwencji praw człowieka kosztować będzie państwo polskie 20 tys. euro. O kosztach wizerunkowych nie wspominając – wszak zamordowanie w 1983 roku warszawskiego maturzysty jest jednym z symbolicznych zbrodni komunistycznych.
Co może jednak najgorsze: werdykt strasburskiego trybunału jest kolejnym już – zliczyć niesposób którym – dowodem lekceważenia elementarnej kultury prawnej i poczucia sprawiedliwości przez rodzime organy ścigania oraz kolejne rządy i składy parlamentu.
Rzecz nie tylko w tym, że w wolnej przecież już Polsce różne składy sędziowskie potrafiły przez 20 lat wydawać sprzeczne interpretacje przepisów, popełniać błędy w ocenie stanu faktycznego czy wreszcie przerzucać się odpowiedzialnością, zwracając sprawę do niższych instancji.
Trybunał od lat wytyka przecież Polsce rozmaite wpadki. Tymczasem reakcją odpowiedzialnych organów i ludzi jest zwykle (nie licząc oczywiście wypłat odszkodowań z publicznej kieszeni) wekslowanie problemu – a to na poprzedników (czytaj: przeciwników politycznych), a to na inne władze (sądownicza na wykonawczą i ustawodawczą, wykonawcza na ustawodawczą bądź sądowniczą itd.).
Sygnały Trybunału bywają też w Polsce często bagatelizowane, jeśli nie wykpiwane (tu polityków wspomagają niektórzy dziennikarze). Lansuje się choćby tezę, że obywatele nader często zwracają się o interwencję do Strasburga. W domyśle pojawia się zarzut, że są pieniaczami. Ba – występują za granicą przeciwko własnemu państwu!
Silny jest też pogląd, że sędziowie Trybunału są prawniczymi purystami, lekceważącymi wymogi walki z przestępczością czy ograniczenia krajowych budżetów. Tu podnosi się zwłaszcza, że Trybunał często przyznaje odszkodowania więźniom za przetrzymywanie ich w niehumanitarnych warunkach – pomijając fakt, że standardy wymagane w Strasburgu wcale nie są wyśrubowane, a sędziowie w swoich orzeczeniach akurat uwzględniają zwykle realia krajowe. Niektórzy idą jeszcze dalej twierdząc, że sama idea praw człowieka i europejskiej konwencji jest ideologicznym wymysłem.
Tak silny – i aktywny od lat – antystrasburski front wielu polityków, urzędników (w tym z prawniczym wykształceniem), publicystów i ulegających im rodaków pogłębia zapaść i tak kiepskiej w Polsce kultury prawnej. A za brak kultury się płaci – tak finansowo, jak i wizerunkowo.
PS. Trudno więc się dziwić, że podobna prawidłowość – lekceważenia wyroków, a precyzyjniej: niewyciągania z nich wniosków – dotyczy również orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego.