Jeszcze w październiku przewodniczyła jury Środkowoeuropejskiej Nagrody Literackiej Angelus i wręczyła ją Oksanie Zabużko. Co roku, kiedy drobna pani Natalia, podtrzymywana przez prezydenta Wrocławia wchodziła na scenę, a potem wygłaszała krótką laudację – publiczność miała ściśnięte ze wzruszenia gardła. To dlatego, że w kilku słowach potrafiła ująć to, co najważniejsze. Kilka zdań pani Natalii sprawiało, że laureat czuł się podwójnie uhonorowany, bo był nagradzany przez osobę tak wielkiego formatu.
Miała wielką charyzmę i słuch literacki, ale przede wszystkim czuło się jej wielką siłę. To właśnie ona, krucha kobieta, w 1968 roku poszła na Plac Czerwony z wózkiem i trzymiesięcznym synem, żeby razem z kilkoma dosłownie osobami zaprotestować przeciwko interwencji w Czechosłowacji. Wiedziała, czym to grozi. - Nie mogłam zostawić syna, bo go karmiłam, a nie mogłam nie uczestniczyć w tej demonstracji. Kiedy śledczy mnie zapytał później, dlaczego tam przyszłam, odpowiedziałam: „Żeby mi potem nie było wstyd przed dziećmi – mówiła w wywiadzie dla POLITYKI. Ten gest powtórzyli potem młodzi ludzie, którzy wyszli na Plac Czerwony w geście solidarności z Czeczenią w 2008 roku. – Hasło, które kiedyś wypisałam w nocy na prześcieradle – „Za waszą i naszą wolność” – nadziałam na dwa patyki i przyniosłam na plac Czerwony, ciągle jest żywe. Zawsze mówię, że to nie był odosobniony akt protestu – mówiła Gorbaniewska.
W 1968 roku została aresztowana, najpierw w więzieniu Butyrki, potem przeniesiono ją do więzienia psychiatrycznego w Kazaniu. Gorbaniewska stała się symbolem sprzeciwu, to o niej śpiewała Joan Baez piosenkę „Natalia”.