Kraj

Odgrzewanie konfliktu

Przepisy aborcyjne: kary byłyby drakońskie

Proponując zmiany w przepisach aborcyjnych, przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej prof. Andrzej Zoll deklaruje odważnie, że nie boi się odgrzania aborcyjnego sporu. Ale kobiety i lekarze mają się czego bać.

Wiceminister sprawiedliwości zapewnia, że zmiany w przepisach aborcyjnych proponowane przez działającą przy szefie tego resortu komisję to tylko dokument będący wyrazem poglądów jej członków i resort nie zamierza z nich skorzystać. Jednak już same próby zaostrzania jednej z najbardziej restrykcyjnych ustaw w Europie są groźne i gwarantują polityczną awanturę.

A propozycje Komisji są drakońskie. Zmieniają warunki dopuszczalności przerywania ciąży. Dziś można dokonać aborcji, jeśli istnieje duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Według projektu, lekarz musiałby mieć pewność. Nie mógłby usunąć ciąży, gdyby dziecko miało się urodzić z zespołem Downa czy Turnera. Tzw. aborcja eugeniczna zostałaby okrojona do przypadków śmiertelnych. Zagrożenie życia i zdrowia kobiety musiałoby być „poważne”. Z kodeksu miałoby zniknąć pojęcie „przerywania ciąży”, zamiast niego - „spowodowanie śmierci dziecka poczętego”. Aborcja staje się zatem dzieciobójstwem i kobieta, która dziś usuwając ciążę nie podlega karze, będzie odpowiadać karnie.

Zrównanie w ochronie prawnej „dziecka poczętego” z człowiekiem urodzonym oznacza, że w sytuacji zagrożenia życia kobiety ciężarnej i płodu nie bardzo wiadomo, kogo lekarz miałby ratować. Nielegalna stałaby się pigułka „dzień po” i niszczenie zarodków in vitro. Kary dla lekarzy dokonujących zabiegu miałby być podwyższone do pięciu lat pozbawienia wolności (dziś do trzech lat).

Gdyby takie zapisy weszły w życie, aborcja stałaby się praktycznie nielegalna. Można wzruszyć ramionami, bo przecież już dziś tak to wygląda. Ciążę usuwa się w podziemiu, albo przy użyciu kupionych przez internet środków wczesnoporonnych. Kobiety, nawet jeśli mają prawo do legalnego zabiegu, nie próbują go egzekwować, bo wiedzą, na co zostaną narażone; mnożenie zastrzeżeń i procedur tak, żeby na aborcję było za późno. Tabu i lęk  - tak można podsumować stosunek do aborcji w Polsce.

A jednak, gdyby te propozycje weszły w życie, może się zrobić jeszcze groźniej. Lekarze już dziś się boją. Rezygnują z diagnostyki i badań prenatalnych, bo to ryzyko dla płodu. Gdy kary za jego uszkodzenia będą jeszcze wyższe, będą się bać jeszcze bardziej. A to oznacza zagrożenie dla zdrowia i życia kobiet.

Prof. Andrzej Zoll w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” przekonuje, że jednym z  powodów proponowanych zmian jest potrzeba zaostrzenia odpowiedzialności za błędy w sztuce lekarskiej w ostatnim okresie ciąży. Ale skutków praktycznych może być więcej. W Polsce już zdarzały się przypadki śmierci młodych kobiet, bo lekarze odmawiali im leczenia ze względu na ciążę. Takie zapisy to igranie z ogniem. Prof. Zoll deklaruje odważnie, że nie boi się odgrzania aborcyjnego sporu. Kobiety i lekarze mają się czego bać.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Izrael kontra Iran. Wielka bitwa podrasowanych samolotów i rakiet. Który arsenał będzie lepszy?

Na Bliskim Wschodzie trwa pojedynek dwóch metod prowadzenia wojny na odległość: kampanii precyzyjnych ataków powietrznych i salw rakietowych pocisków balistycznych. Izrael ma dużo samolotów, ale Iran jeszcze więcej rakiet. Czyj arsenał zwycięży?

Marek Świerczyński, Polityka Insight
15.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną