Polacy chłoną prosty język papieża Franciszka, który mówi bezpośrednio, używając obrazów i porównań. To być może początek zrywania z wyniosłą, patetyczną i dostojną mową kościelną, a dla wielu duchownych przynajmniej jakiś znak, że można inaczej. Do kościołów zaczynają chodzić zupełnie inni ludzie niż ci, którzy już tam są. Jeśli język i styl duchownych będzie dla nich niezrozumiały, szybko zrezygnują ze słuchania pasterzy.
- Nowy słuchacz jest człowiekiem, który nie do końca dowierza kaznodziei, jest wręcz podejrzliwy wobec głoszonych doktryn, nieustannie przychodzący i odchodzący od Boga - mówi prof. Dorota Zdunkiewicz-Jedynak, językoznawczyni z Uniwersytetu Warszawskiego, która specjalizuje się w badaniu języka religijnego.
Kościoły w Polsce, bo mowa nie tylko o dominującym Kościele rzymskokatolickim, ale także prawosławnym i kilku protestanckich, są w niepowtarzalnej sytuacji. Po 1989 r. stały się elementami kultury pluralistycznej i na równi z innymi instytucjami muszą zabiegać o uwagę słuchaczy. To jednocześnie wielka szansa, ale i spore wyzwanie, szczególnie w aspektach kaznodziejskich.
Innymi słowy, polskie chrześcijaństwo powinno znaleźć język, który nie zbanalizuje prawd wiary, a jednocześnie będzie zrozumiały dla nowych pokoleń. Różne „lapsusy językowe” czy stwierdzenia, że „tak ma być, bo zawsze tak było” tylko oddalają ludzi od Kościoła.
Technologiczny wierny
Profil społeczno-kulturowy nowego słuchacza już znamy, ale jest też jego profil technologiczny. Kiedyś wydarzeniem było posiadanie telewizora i telefonu, później komputera stacjonarnego lub laptopa, a teraz komputer nosi w kieszenie niemal każdy. Smartfon to świat schowany w małej obudowie, a zmiany pójdą jeszcze dalej, bo to technologia mobilna ma być dominująca w przyszłości.