Wszyscy są za ostrym karaniem, a największym mięczakiem okazał się znów rząd, który wprawdzie chce alkomatów w każdym samochodzie, ale na karę śmierci (postulat posła Hofmana z PiS, przywróconego właśnie na stanowisko rzecznika partii) jednak się nie zgodził. Podobnie jak na konfiskatę samochodów, co jest postulatem szeryfa Ziobry. Okazało się jednak, że jest to pomysł ściągnięty z zagranicy i to tej, na której nie wypada się wzorować, zwłaszcza w towarzystwie demokratycznym i niepodległościowym. Otóż dotarła do Polski informacja, że na Białorusi pijanemu kierowcy skonfiskowano traktor, którym się nieskładnie poruszał. W dodatku czynił to nie po raz pierwszy, był więc recydywistą. Już wiemy, skąd prawica ściąga swoje pomysły. Jak nie Orbán, co jeszcze ujść może, to Łukaszenka.
Ponieważ życie, zwłaszcza polityczne, próżni nie znosi, ledwie z pierwszego planu zniknęli pijani kierowcy, ich miejsce zaczął zajmować gender. Z genderem jest ten kłopot (a może to zaleta?), że o ile poziom alkoholu można dokładnie zmierzyć, o tyle z genderem ten numer nie wychodzi. Każdy więc może pleść, co chce, do rzeczy i od rzeczy. Mamy więc ostrzegające (ale też piętnujące – że to nazizm i maoizm) wypowiedzi hierarchów oraz różnych ideologów o poszukiwaniu przykładów deprawacji dzieci, a po drugiej stronie wyjaśnienia, że rzecz nie jest ideologiczna, ale naukowa i że w praktyce chodzi o zwykłe równouprawnienie. Okopy już mamy i trwa ostrzeliwanie. Powstał zespół parlamentarny „Stop ideologii gender” pod przywództwem bojowej Beaty Kempy. Zapisał się tam na razie cały klub Solidarnej Polski, co nie dziwi – to rozpaczliwa próba zaistnienia przy pomocy Kościoła. Może przynajmniej część duchowieństwa zawoła przed wyborami, że SP lepiej niż ktokolwiek inny reprezentuje interesy Polaków katolików.
Jacek Żakowski ubolewał w radiu, że inne partie nie zrobiły desantu na ten zespół, aby rozpocząć dyskusję o gender, bo taką poważną debatę powinniśmy w Polsce odbyć. Wiele poważnych dyskusji powinniśmy odbyć, ale najwyraźniej redaktor Żakowski dawno nie śledził obrad różnych sejmowych zespołów. One przecież nie służą do debatowania, ale do pognębiania politycznych przeciwników.
Na razie zresztą jesteśmy na etapie ustalania, gdzie się ten gender tak naprawdę i w jakiej formie pojawił. Podobno w jednym przedszkolu w Rybniku, jak twierdzi posłanka Kempa. Pełnomocniczka rządu do spraw równego traktowania Agnieszka Kozłowska-Rajewicz szuka ponoć po całej Polsce owych głośnych przykładów deprawacji przedszkolaków i na razie bez efektów. Jeśli ich nie znajdzie, łatwo będzie to zwalić na ogólną nieudolność rządu. „Tusk, co nic nie może” powtarzał przez rok z górą Kaczyński i dziś powtarza to za nim niejeden inteligent, jeszcze niedawno zupełnie platformerski, a dziś niesłychanie sfrustrowany brakiem wizji u Tuska. No to wizję serwuje mu posłanka Kempa – to wizja jakiegoś przedszkola, gdzie nie dość, że przebierano chłopców w sukienki i dawano im do zabawy lalki, to jeszcze musieli, a może tylko jeden musiał, malować komuś paznokcie! Tak czy inaczej poziom „debaty” został wyznaczony.
Czy ogólnie będzie lepiej? Odpowiedź na to pytanie, dla większości Polaków kluczowe, próbuje dać rząd. Premier Donald Tusk najwyraźniej uznał, że spory wewnątrzpartyjne są zamknięte, unijne pieniądze zaklepane, rząd, na ile się dało, zmieniony, resorty się przygotowały i zaczął przedstawiać plany na 2014 r. Bezrobocie poniżej 13 proc., początek ograniczania umów śmieciowych, bony dla osób szukających pracy w miejscowości innej, niż mieszkają (7,5 tys. zł), skrócenie kolejek do lekarzy, program walki z rakiem, jeden podręcznik za darmo dla pierwszoklasisty, karta dużej rodziny (czyli różne zniżki i udogodnienia dla rodzin minimum 2 plus 3), mieszkania na wynajem budowane z funduszu BGK, modernizacja infrastruktury kolejowej, za rok zeznania podatkowe za podatnika wypełni urząd skarbowy.
To dopiero początek, bo teraz przychodzi czas prezentacji planów resortowych (minister kultury zapowiada wreszcie finansowanie mediów publicznych ze stałej opłaty) i za kilka dni zobaczymy, w co składa się program rządu na dwa wyborcze lata. Na razie Tusk zdaje się wierny swej polityce – żadnych wielkich wizji, żadnych rewolucji. Po prostu modernizacja, czasem żmudna, czasem nudna, ale stopniowo przynosząca zasadnicze zmiany, teraz nie tylko w infrastrukturze, ale także w codziennym życiu. Te pozytywne zmiany już zresztą widać i nie dostrzega ich głównie Jarosław Kaczyński, który tkwi w Polsce jak w wielkiej dziurze, pełnej biedy i korupcji, bo na tym zdaniem Kaczyńskiego polega „system” Tuska. Szczęśliwie chyli się on ku upadkowi i już wkrótce Polska pod rządami PiS stanie się wolnym państwem wolnych Polaków (cytując Rymkiewicza, partyjnego wieszcza) – tak właśnie, zapewne trochę w odpowiedzi na program Tuska, oświadczył Kaczyński. Ta płyta już mocno skrzypi.
SLD natomiast przestraszył się i zaczął wołać o komisję śledczą w sprawie tzw. infoafery. Na początek trzeba przesłuchać Sławomira Nowaka – oznajmił rzecznik Dariusz Joński, choć sprawa zaczęła się w MSW, gdzie Nowaka nigdy nie było. Ale na liście do przesłuchań jest też sam Tusk, a Nowak – wiadomo – bliski współpracownik. Wypada mieć nadzieję, że sejmowa większość kolejne wnioski o komisje śledcze odrzuci, choć akurat przedstawiany wspólnie przez Twój Ruch i SLD wniosek o komisję w sprawie działań Macierewicza jako likwidatora WSI mógłby mieć sens. Tyle że żadna komisja śledcza jeszcze niczego nie wyjaśniła, a Macierewicza lepiej zostawić jako kłopot Kaczyńskiemu. Właśnie prezes musiał pozbawić go przywództwa w regionie piotrkowskim. Bo tam też wszystkich ze sobą skłócił.