W Henrykowie, poza harmonogramem, zbudowano stół, ciemny, z politurą, choć nie na wysoki połysk. Jesienią 1988 r. stół przewieziono do Jabłonnej, bo tam początkowo zamierzano rozmawiać. Potem jednak, ponieważ nikt przy nim nie zasiadł, mebel wrócił do Henrykowa i dopiero w ostatnich dniach stycznia 1989 r. wrócił do Warszawy, ale już do Pałacu Namiestnikowskiego. Przy Okrągłym Stole, vis-à-vis, miała zasiadać strona opozycyjna i strona rządowa, tak się wówczas mówiło.
Walka na słowa
Obrady zaplanowano na kilka dni, nikt nie przypuszczał nawet, że przeciągną się aż do początku kwietnia. Władza sądziła, że łatwo uda się znaleźć remedium na polskie problemy. Ale tematów przybywało, jedna sprawa pociągała drugą, a ta kolejną. Od rozmów o pluralizmie związkowym do urzędu prezydenta i powołania drugiej izby parlamentu, Senatu.
Opozycja musiała walczyć o każde niemal słowo, sformułowanie. Strona rządowa broniła pryncypiów, socjalistycznej demokracji parlamentarnej, a opozycja słyszeć nie chciała o żadnej renowacji socjalizmu.
Niewiarygodne i ekscytujące: pierwszy raz polska opozycja solidarnościowa, ramię w ramię, miała wystąpić oficjalnie w dialogu z władzą. Pieprzu temu spotkaniu dodawał fakt, że po jednej stronie znaleźli się krzywdzący, a po drugiej ofiary, wsadzani do więzień i ci, którzy wyroki podpisywali. Wspomnienie stanu wojennego było wciąż świeżutkie. Ale, jak się okazało, opozycja nie zamierzała wystawiać rachunku krzywd. To dawało solidarnościowej delegacji przewagę moralną. Kiedy już wreszcie dopinano przygotowania, 27 stycznia Wałęsa i Kiszczak spotkali się w Magdalence, ustalono wstępnie zakres rozmów: Wałęsa mówił o przede wszystkim o legalizacji „Solidarności”, od tego uzależniał pozostałe rozmowy.