Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Czyściec Protasiewicza

Europoseł rezygnuje z kandydowania

Jacek Protasiewicz Jacek Protasiewicz Bartłomiej Kudowicz / Forum
Protasiewicz zrezygnował z kandydowania do PE. Frankfurcki incydent nie mógł się skończyć inaczej.

Protasiewicz podał trzy przyczyny swojej decyzji. Po pierwsze, przyznał, że nadszarpnął zaufanie swoich wyborców. Po drugie, nie chce zaszkodzić koleżankom i kolegom z PO prowadzącym kampanię. Po trzecie, stwierdził, że nie chce się ukrywać za immunitetem, gdy sprawa będzie wyjaśniana przez niemiecki wymiar sprawiedliwości, a to potrwa.

Inwestorzy i prezesi spółek znają pojęcie „stop-loss”, czyli cięcie strat. Na giełdzie to zlecenie automatycznej sprzedaży konkretnych akcji, gdy cena spadnie na określony, niski poziom. Z kolei w firmie, gdy jakieś jej przedsięwzięcie wpada w spiralę strat, czasem lepiej jest je zamknąć, niż walczyć za wszelka cenę o jego uratowanie, narażając się na wyrzucanie pieniędzy w błoto.

Podobny charakter ma decyzja Protasiewicza: jego zachowanie we Frankfurcie przyniosło poważne straty Platformie, a kandydowanie mogło tylko pogorszyć sytuację. Kampania PO miała być oparta na chwaleniu się bardziej kompetentnymi, obytymi i znającymi języki europosłami, niż mają konkurenci, a zwłaszcza PiS. A trudno się chwalić, mając na listach polityka, który szarpie się z celnikami na lotnisku, być może pod wpływem alkoholu.

Decyzja europosła nie kończy całej sprawy. Po pierwsze, otwiera się pole do konkurencji o sprawowaną przez niego dotychczas funkcję szefa delegacji PO-PSL w europarlamencie. Na razie, do końca kadencji przejęła ją doświadczona Danuta Hübner, ale była minister i komisarz jest bezpartyjna. W nowej kadencji może tę pozycję przejąć któryś z członków PO, zwłaszcza że po wyborach to nowy szef delegacji będzie negocjował stanowiska dla Polaków, np. w komisjach.

Protasiewicz pozostał wrocławskim baronem PO, ale nie wiadomo czy utrzyma stanowisko.

Reklama