Sąd Okręgowy w Warszawie rozstrzygnął apelacje obrony i oskarżenia od wyroku wydanego na dr. Mirosława G. w I instancji. Przypomnijmy, lekarz został wtedy skazany na 1 rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata za przyjęcie ok. 17,5 tys. zł łapówek. Sąd pod przewodnictwem Igora Tuleyi uznał Mirosława G. winnym 18 z ponad 40 zarzutów, głównie korupcyjnych. Z ponad 20 zarzutów, w tym o łapówki i mobbing, lekarz został w I instancji uniewinniony. Sędzia Tuleya w uzasadnieniu wytyczył granicę między łapówką a zwyczajowym podarunkiem z wdzięczności. Uznał, że każdy prezent dla lekarza w postaci pieniędzy, niezależnie od sumy, jest łapówką. Zgodził się z tym prokurator, chociaż kwestionował legalność darów rzeczowych od pacjentów (alkoholu czy wiecznych piór i zegarków). Obrona zaś uważała, że dr G. powinien być całkowicie uniewinniony, bo nawet jeśli przyjął prezenty w gotówce, to nie z pazerności i nie dlatego, że uzależniał od nich dalsze leczenie pacjentów.
Sąd Okręgowy rozpatrujący apelacje obu stron nie zgodził się z adwokatem reprezentującym oskarżonego, a częściowo podzielił argumentację prokuratora. Podtrzymał wyrok skazujący lekarza na wyrok w zawieszeniu za kilkanaście zarzutów o łapówki, a także uniewinnienie za mobbing. Nakazał natomiast ponowny proces w zakresie dziewięciu zarzutów korupcyjnych, od których Sąd Rejonowy w Warszawie kardiochirurga poprzednio uniewinnił. To oznacza, że w tym zakresie cała sądowa procedura będzie przeprowadzana od początku.
Tej sprawie od jej zarania towarzyszyły wielkie emocje. Podczas słynnej konferencji prasowej z udziałem ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i szefa CBA Mariusza Kamińskiego padło zapewnienie, że ten lekarz nikogo już nie zabije. Akcja CBA miała być początkiem walki wydanej środowisku lekarzy, a spowodowała potężny kryzys transplantologii polskiej.