Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Ogród pełen chwastów

Uniwersytet nie nadąża. Co gorsza, nawet nie wie, za czym nie nadąża i dokąd zmierza. Wielka reforma ustroju nauki, którą aplikujemy sobie od kilku lat, zawiodła nas na środek mglistego oceanu. Nic nie widać, choć perspektywy są przecież świetlane. Rozwój się rozwija. Wskaźniki prężą się strzałkami do góry. Rosną kampusy, rektorzy triumfują, a ministrowie mają wszystko pod kontrolą. Jak zawsze. Tylko sens się jakby wymknął. A może po prostu średniowiecze skończyło się na tyle dawno, że jego najszacowniejszy wynalazek już się przeterminował i nie nadaje się do kolejnego liftingu?

Tocząca się ostatnio dyskusja o humanistyce pokazuje nie tylko głębokie podziały w łonie akademii, lecz generalną niemoc uniwersytetu w obliczu komplikacji współczesnego świata. W prostej rzeczywistości państwa narodowego epoki pozytywizmu wszystko było jasne. Wiedza prowadzi do dobrobytu i szczęścia powszechnego, a refleksja filozofów i humanistów chroni dziedzictwo narodu i podbudowuje obywatelską świadomość. Uniwersytet, czy to ten napoleoński, czy też ten humboldtowski, był zakładem scjentyczno-patriotycznym, kuźnią kadr i krynicą myśli państwowej. Jego istota była więc zachowawcza i narodowa. Skoro nie miał konkurencji, a za to mnóstwo energii zużywał na praktykowanie pychy i krzewienie swego image’u instytucji wybranej, elitarnej i niezastąpionej, wszystko jakoś, z pomocą państwa i sponsorów, toczyło się w miarę gładko.

W pewnym momencie polityczny serwilizm uniwersytetów i obłuda produkowanego przez nie patriotyczno-scjentystycznego bądź technokratycznego dyskursu stały się dla młodzieży nie do zniesienia. Rewolta lat 1967–68 przeorała akademię jak świat długi i szeroki. Dziś jednak wszystko zdaje się wracać w dawne koleiny.

Polityka 20.2014 (2958) z dnia 13.05.2014; Felietony; s. 104
Reklama