Skromnych tak bardzo, że o sobie nawet nie wspominają. Mówią tylko o bliźnich – jakie to chamy, ćwoki, oszuści, złodzieje, faszyści, szmaty, prostytutki i bezbożnicy. Po prostu mówią szczerze o tym, co im na sercu leży. A dużo im leży: regulamin konkursów Eurowizji, całowanie papieża w pierścień, leczenie gejów i lesbijek egzorcyzmami, walka z plugastwem genderyzmu. Do tego dochodzą liczne wątpliwości, np. czy Donald Tusk ma oczy Conchity Wurst (lub odwrotnie) i kiedy będziemy wybierać króla Polski. Zresztą pewności, o czym rycerze mówią, nigdy nie ma, bo gdy się tacy dwaj spotkają, na przykład w telewizji, to cały czas mówią równocześnie i zupełnie im to nie przeszkadza. Nam zresztą też, bo przecież nie o merytoryczną dyskusję tu chodzi, tylko o satysfakcję, kto komu mocniej i bardziej cynicznie przydzwoni.
Polsce trzeba gospodarza, a nie turysty – mówi o premierze Jarosław Kaczyński. Łódź zepchnął na bok i urządził sobie wycieczkę na Podkarpacie, by, stojąc na wałach przeciwpowodziowych, ogłosić, że wałów nie ma i trzeba obalić rząd Tuska. A czuć w nim było taką siłę i determinację, że gdyby worków z piaskiem zabrakło, to z Hofmanem i Brudzińskim jako trzy worki zastępcze by się położyli. I żaden z nich by nie przeciekał. Kampania do europarlamentu w pełnym galopie. Premier Tusk i prezes Kaczyński codziennie w innej polskiej rodzinie obiad jedzą – oczywiście osobno – a każdy z nich musi się przed kamerami dowiedzieć, jak się robi taką świetną pomidorową. Aż żal, że ich wysiłek wkrótce pójdzie w zapomnienie.
Między dwóch głównych antagonistów ciężko się wcisnąć, choć wielu marzy o takim sukcesie. Poczet ambitnych otwiera wicepremier Piechociński z PSL, który włączył się w bieg europejskich wydarzeń, mówiąc, że mimo trudnej sytuacji na Ukrainie będziemy chyba mieli w Polsce dobry rok.