Były już europoseł Krzysztof Lisek (PO) odnotował w poniedziałek na Twitterze: „Spotkanie dla odchodzących posłów dotyczące odpraw, przyszłych emerytur i życia »po kadencji«”. Jak się okazuje – przynajmniej pod względem materialnym – odchodzenie jest dla byłych jak miękkie lądowanie. Większość z 27 europosłów, którzy żegnają się z europarlamentem, nie została ponownie wybrana, a kilku z nich, jak Sidonia Jędrzejewska i Krzysztof Lisek z PO oraz Konrad Szymański z PiS, nie startowało w wyborach.
Zgodnie ze statutem europaralemntu każdy poseł, który żegna się z Brukselą i Strasburgiem i nie przechodzi od razu do parlamentu krajowego lub na inne publiczne stanowisko, ma prawo do tzw. odprawy przejściowej. Taka wypłata przysługuje nie krócej niż przez 6 miesięcy, ale nie dłużej niż przez 2 lata. Za każdy kolejny rok pracy w europarlamencie były deputowany będzie otrzymywał równowartość miesięcznej europensji. Kto przepracował więc całą pięcioletnią kadencję, może dostać ponad 150 tys. złotych.
Im dłuższy ma staż, tym większa odprawa: za dwie kolejne kadencje – 300 tys. zł, a za trzy –450 tys. zł. Na 300 tys. zł mogą więc liczyć między innymi Adam Bielan i związani z PO Michał Kamiński i Małgorzata Handzlik. Aż 450 tys. zł odprawy może wpłynąć na konto Jacka Protasiewicza. Europejski mandat sprawował od 2004 roku, a z ostatnich wyborów wycofał się po incydencie na frankfurckim lotnisku.
Wszyscy, którzy z powodzeniem wystartują w przyszłorocznych wyborach do parlamentu krajowego albo jeszcze na jesieni dostaną się do samorządu, nie będą już mogli pobierać euroodprawy. Może to przyhamować chęci ubiegania się o mandaty w krajowych wyborach.
Wyposażenie 15 biur
Joanna Senyszyn, choć nie spodziewała się wyborczej porażki, uważa, że europosłom te odprawy zwyczajnie się należą: – Poseł traci nagle pracę, musi zakończyć wszystkie sprawy za granicą, różnego rodzaju umowy.