Uśmiechnięty jest ten żołnierz, choć jego macierzysty kraj kolejny raz okrył się hańbą, która przejdzie do historii. Dla obecnego władcy Kremla najważniejsze jest właśnie to przejście. Za wszelką cenę. Dlatego chciałbym spytać tych, którzy podjęli się sprawowania władzy na najwyższych urzędach w Europie i na świecie: czy nie widzicie, że Putin podpala kontynent? Nie zatrzyma się, nie przestanie, bo nie może. Musi dostarczać nowych zwycięstw zatruwanym propagandą Rosjanom.
Kiedyś w Rosji carem trzeba było się urodzić. Od 97 lat wystarczy nikczemny wzrost i takiż charakter. Rozpoczął Lenin (164 cm), założyciel cechu terrorystów. Zastąpił go czeladnik Stalin (też 164 cm), który prześcignął mistrza. Putin (169 cm) to przy nich dryblas, ale w stosowaniu terroru jest jeszcze trochę konwiktowy, choć trzeba przyznać, ma serce do okrucieństwa. Jego Entwicklungsroman – od KGB, przez NRD, do dziś – będzie kiedyś z pewnością bestsellerem. Teraz Putin bawi się Ukrainą jak ten rosyjski żołnierz misiem i cieszy się, że rodacy biją mu brawo. Ale zdarzają się też mniej zadowoleni, którzy się carem brzydzą. Car jest jednak nie tylko terrorystą i mordercą, ale też demokratą, więc rodzimych dysydentów zostawia sobie na wety.
No dobrze, otwórzmy okno na świat cały i przyjrzyjmy się innym – jak oni znoszą niedoskonałość naszych czasów? Przywódcy europejskich krajów patrzą na Rosję i Ukrainę. Ci najwięksi oficerowi z Kremla sprzedają supernowoczesne okręty wojenne, broń i wyrafinowane systemy techniczne dla poligonów. Oczywiście zapalają też ogarek, czyli ślą westchnienia, by zapanował pokój w Doniecku, Ługańsku i w ogóle na całej wschodniej Ukrainie.