Sprawa ideologicznie obciążona
Rządowy projekt ustawy o in vitro wreszcie gotowy. Niedługo trafi do Sejmu
Sama procedura jest w Polsce stosowana od ponad 20 lat. Dzięki niej przychodzi na świat kilka tysięcy dzieci rocznie. Do tego mamy jedną z lepiej rozwiniętych sieci medycyny in vitro w Europie. Mimo to w sens tworzenia ustawy zwątpili już chyba wszyscy.
Poprzednie próby uchwalenia czegokolwiek kończyły się niczym, bo sprawa – zaraz po aborcji oraz związkach partnerskich – była najbardziej obciążona ideologicznie. A to minister sprawiedliwości do procedowania nad stworzeniem zasad powołał komisję składającą się z księży i zakonnic – i powstało kuriozum – a to projekty pisane przez ekspertów przepadały, bo były zbyt postępowe. Na nic zdawało się też ukrywanie in vitro w ustawach poświęconych np. transplantologii.
Teraz jednak może być inaczej. Po pierwsze dlatego, że Komisja Europejska po latach nagabywania Polski o dostosowanie prawa do unijnych standardów – które zakładają szczególne traktowanie ludzkich zarodków – przygotowała wniosek o ukaranie Polski przez Trybunał Sprawiedliwości. Po drugie, ponieważ działający od trzech lat rządowy program finansowania in vitro ma się dobrze. Kliniki nie zostały obrzucone kamieniami, a dzieci się rodzą (do tej pory ponad 200). Jest szansa, że w tej sprawie można liczyć na poparcie społeczeństwa.
Sama ustawa zawiera rozwiązania oczywiste. A więc: że in vitro będą zajmować się ośrodki medyczne, posiadające zgodę ministra zdrowia (i sprawozdające o wynikach oraz komplikacjach), oficjalny status uzyskają rejestry dawców komórek rozrodczych i zarodków oraz że zakazany będzie handel nimi. W ustawie jest również mowa o tym, jakie informacje na temat genetycznych rodziców będzie można przekazać narodzonym z pobranych od nich komórek dzieciom.