Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

25 lat temu Tadeusz Mazowiecki został premierem. Żakowski: mam wątpliwości, czy to był najlepszy wybór

Tadeusz Mazowiecki po ogłoszeniu wyników głosowania nad powołaniem jego rządu 24 sierpnia 1989 roku. W tle po lewej stronie stoi Jacek Żakowski. Tadeusz Mazowiecki po ogłoszeniu wyników głosowania nad powołaniem jego rządu 24 sierpnia 1989 roku. W tle po lewej stronie stoi Jacek Żakowski. Damazy Kwiatkowski / PAP
Może gdyby premierem był ktoś inny, to polska gospodarka miałaby bardziej społeczny wymiar, a Kościół nie byłby tak zdemoralizowany – mówi publicysta POLITYKI Jacek Żakowski.

Grzegorz Rzeczkowski: Co powiedziałyby dzieci Jacka Żakowskiego, gdyby je zapytać, co się stało 24 sierpnia 1989 roku?
Jacek Żakowski: – Nie wiem. Ale gdybyś mnie zapytał wcześniej, też bym nie pamiętał. To był czas, w którym każdy dzień był dniem historycznym. Ten dzień był jednym z wielu takich.

Bo zaczęło się 19 sierpnia, gdy po nieudanej próbie stworzenia rządu przez gen. Kiszczaka prezydent Jaruzelski desygnował na premiera Tadeusza Mazowieckiego. A skończyło 12 września, gdy Sejm udzielił wotum zaufania nowemu rządowi.
Zaczęło się jeszcze wcześniej, od strajku gdańskiego i ustalenia, że będą rozmowy opozycji z władzą.

To było w sierpniu 1988 roku.
Wtedy ruszył wielki proces zmian, łącznie z Okrągłym Stołem i wyborami z 4 czerwca, więc byliśmy już trochę znieczuleni na te historyczne momenty. 24 sierpnia był bardzo ważny, ale nie był to taki moment, po którym ustały nasze obawy o to, jak to wszystko się dalej potoczy. Przecież rząd Mazowieckiego był na początku tylko kolejnym krokiem w stosunku do planu generała Kiszczaka, który chciał stworzyć wspólny rząd z „Solidarnością” po to, by rozłożyć odpowiedzialność i koszty przerzucić na nas. Kiszczak wyobrażał sobie, że premierem będzie on, a wicepremierem ktoś od nas. Ułożyło się na odwrót. Ale oni cały czas uważali, że jeszcze nic się nie stało. Że nas rozegrają.

Ówczesny rzecznik Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego Jacek Żakowski 24 sierpnia 1989 roku jak zwykle wstał rano, ogolił się, włożył garnitur i pojechał z tymi obawami do Sejmu.
Pojechałem pewnie o świcie, bo tak wtedy pracowaliśmy – od świtu do nocy.

Reklama