Najwięcej ministrów przewinęło się przez rząd Jerzego Buzka – aż 44. Na drugim miejscu jest gabinet Jarosława Kaczyńskiego zatrudniający 34 członków rządu. Stabilna okazała się pierwsza ekipa Donalda Tuska: tylko 25 osób. W drugiej kadencji rotacja była już o wiele większa, ministerialną tekę wręczono 33 ministrom.
Najszybciej zapadają na zdrowiu ministrowie zdrowia, co jest raczej marną reklamą tego stanowiska. Rekordzistą, czyli najkrócej urzędującym członkiem rządu, okazał się Wojciech Rudnicki, który z powodów zdrowotnych opuścił gabinet ministra zdrowia już po siedemnastu dniach urzędowania. Sam miał kłopoty z kręgosłupem, ale innym narobił kłopotów prawnych. Rzecz bowiem działa się w maju 2004 r., gdy właśnie do dymisji podał się rząd Leszka Millera i prawnicy zastanawiali się, czy można odejść z rządu, który właśnie odszedł? I kto ma przyjąć dymisję szefa resortu oraz rozmawiać o posadzie z jego następcą? Zdecydowano się na wariant awaryjny, czyli wskazanie Jerzego Hausnera jako pełniącego obowiązki ministra zdrowia. W kolejnym rządzie, Marka Belki, sam premier był przez krótki okres p.o. ministra sportu.
Ministrowie zdrowia nie potrafią rzucić palenia. Palaczami są zarówno Ewa Kopacz, jak i Bartosz Arłukowicz. Dymią jak smoki. I jak ich poprzednicy. Walkę z nowotworem przegrali inni nałogowi palacze: minister Franciszka Cegielska (rząd AWS-UW), a wcześniej Jacek Żochowski (SLD-PSL) oraz później Zbigniew Religa (PiS, LPR, Samoobrona). Żaden minister zdrowia do tej pory kariery politycznej nie zrobił. W tym resorcie sympatii wyborców się nie zdobywa, raczej traci. Ewa Kopacz jest pierwsza. Może dlatego, że wiedziała, kiedy odejść. Na stanowisko premiera przechodzi ze stanowiska marszałka Sejmu.