Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Rejs tragiczny

Z okazji cyfrowej rekonstrukcji „Rejsu” (za darmo w necie!) obejrzałem go po raz wtóry.
Kadr z „Rejsu” Kadr z „Rejsu”

A może i trzeci? Należałem do bezkrytycznych miłośników tego arcydziełka kpiarstwa i nadal należę. Będę wielbił i złego słowa nie dam powiedzieć. A stop-klatkę ze starszymi paniami śpiewającymi „Nikt nas nie pragnie” (na ekranie nowej wersji widnieje napis „Nobody wants us…”) chyba sobie powieszę na ścianie.

A jednak, tak naprawdę, niewiele mi już zostało do śmiechu. Coś się zmieniło i w świecie, i we mnie, bo teraz oglądałem tę krotochwilę nie z uciechą, nie z nostalgią (choć trochę też), lecz głównie ze smutkiem i przerażeniem. Metaforyka filmu tym razem stawiła mi się przed oczy z żenującą i trywialną dosłownością. Ale to moja wina, wina spóźnionego odbiorcy, wyrwanego z czasu, w którym ten obraz mógł mieć walory katarktyczne. Dziś odbieram go jak ponurą kronikę zatrzaśniętej w trumnie przeszłości, która puka w wieko i nas ostrzega.

Powiedzmy sobie uczciwie, co pokazał „Rejs”. Polska to absurdalny „statek pijany”, płynący bez celu i sensu, wiozący ludzi, którzy rozpaczliwie i bez wytchnienia muszą coś udawać, choć nie wiedzą po co. Męczą się okrutnie, choć odczuwają przymus wmawiania sobie, że jest im dobrze, a nawet cudownie. W powietrzu wisi lęk i zdrada.

Och, wszystko jest w tym filmie takie czytelne i takie wstrętne! Już tylko wódka – ukryty za kadrem nielegalny protagonista – może nas uratować. Jak w sowieckiej dysydenckiej prozie alkohol wydaje się jedynym rozwiązaniem – dla aktorów, postaci i widzów, zlewających się w „Rejsie” i przez „Rejs” w wielką komunię wzajemnego zrozumienia.

Polityka 38.2014 (2976) z dnia 16.09.2014; Felietony; s. 104
Reklama