Jest to polemika znacznie spóźniona. Nie bez powodu. Profesor Aleksander Gieysztor nauczał, że poniżej pewnego poziomu nie podejmujemy dyskusji. Wymaga to nie lada cierpliwości. Za wiele jak na mnie. Wierny zaleceniom mistrza siedziałem cicho jak trusia przez miesiąc. W końcu jednak nie zdzierżyłem. Tym bardziej że rzecz nie straciła na aktualności. W „Gazecie Wyborczej” z 29 sierpnia 2014 r. pomieścił Mirosław Czech paszkwil na prof. Andrzeja Romanowskiego. Zaczyna z wykwintną elegancją: „Prof. Andrzej Romanowski napisał tekst bezwstydny względem faktów, intelektualnie infantylny i niemądry politycznie”. Zostawmy na boku inwektywy i przejdźmy do Mirosława Czecha „argumentów”.
Oto one: „Krakowski uczony przywołał historię”. „Rosja czuje się spadkobierczynią Rusi”. Kijów jest jej „kolebką” i miastem świętym. Donieck i Ługańsk należały do państwa moskiewskiego. Krym zdobyli Rosjanie w XVIII w. i dopiero Chruszczow „podarował” go Ukrainie. Sewastopol zaś to w ogóle „miasto chwały oręża rosyjskiego”. Przemysł Zagłębia Donieckiego stworzono nie dla Ukrainy, lecz „dla całego imperium”…
Podług Czecha jest to bezwstyd wobec faktów. Tymczasem wszystkie te fakty zgodne są z historią, tą przynajmniej, którą nie zawładnął jeszcze IPN. Sewastopol był podczas wojny krymskiej symbolem bohaterstwa Rosjan, odpierając przez rok angielsko-francusko-tureckie ataki, w tym trzy wiekopomne szturmy 18 czerwca, 8 i 11 września 1855 r. Podczas drugiej wojny światowej przez osiem miesięcy (od 30 października 1941 do 3 lipca 1942), nie mając już żadnych nadziei na odsiecz, bronił się z bezprzykładną determinacją przed siłami niemieckimi.