Nieoczekiwane zmiany miejsc
Radosław Sikorski marszałkiem Sejmu. Ciekawy eksperyment
Ten fotel to wprawdzie zaszczytna funkcja drugiej osoby w państwie, ale jednak będącej w cieniu, a Sikorski lubi jasne – może nawet zbyt jasne – światła skierowane na jego osobę. Prawo i Sprawiedliwość już woła, że Platforma wypowiada wojnę partii Jarosława Kaczyńskiego i zapewne ma tu na myśli także funkcję marszałka właśnie dla Sikorskiego. Komentatorzy gubią się domysłach, jaka to też polityczna idea kierowała PO i panią premier, że akurat byłego szefa MSZ przymierzono do tej funkcji. W nią przecież z natury rzeczy wpisane jest, oczywiście obok dbania o sprawne procedowanie nad projektami rządowymi, wypracowywanie kompromisów, łagodzenie politycznych napięć, sporo urzędowej, papierkowej roboty, zapoznawanie się z setkami projektów ustaw czy wreszcie prowadzenie setek nużących głosowań.
Najczęstsze wytłumaczenie jest zbieżne z ową zapowiadaną przez PiS wojną. Nie ma przecież wątpliwości, że dla posłanek i posłów PiS zniesienie Sikorskiego w marszałkowskim fotelu może być wyjątkowo ciężką próbą, a być może nawet próbą nie do zniesienia. Łatwo wyobrazić sobie te zbiorowe protestacyjne wychodzenia z sali, bojkoty obrad, głośne, często mało wybredne okrzyki z ław poselskich, przypominanie marszałkowi co bardziej kontrowersyjnych wypowiedzi. Nie ma ich wprawdzie aż tak wiele, ale to „dorzynanie watah” zawsze można przywołać, choć jest już mocno przeterminowane. Pomysł miałby być więc taki: Sikorski bierze na siebie odium nieuchronnych politycznych awantur, a tym samy odciąga nieco uwagi od samej pani premier, która zyska nieco spokoju.
Takie scenariusze można oczywiście układać, tyle że z rzeczywistością nie mają one wiele wspólnego. PiS nie odpuści Sikorskiemu i nie odpuści premier Kopacz. Bez względu na to, czy będzie uprzejmy, czy wyjątkowo uprzejmy, Sikorski samą swoją osobą będzie prowokował i będzie prowokowany.