Zatrzymany za szpiegostwo ppłk Zbigniew J. był wielkim agentem. Sądząc ze zdjęcia, co najmniej 100 kg wagi. Zatrudniony był w departamencie wychowania i promocji obronności MON, który zajmuje się tak ważnymi sprawami, że od ponad roku planowane było jego rozwiązanie i połączenie z departamentem prasowo-informacyjnym, ale jakoś wszystkim to umknęło. Sam arcyszpieg specjalizował się m.in. w konkursach recytatorskich i organizacji imprez patriotycznych oraz koncertów. Trudno się dziwić, że wreszcie zaczął śpiewać. Jeśli ktoś miałby jeszcze wątpliwości, że to był demon wywiadu, należy dodać, że tylko w tym roku miał dostęp do aż siedmiu notatek opatrzonych klauzulą tajne. Jego błyskotliwa kariera wojskowa (w 30 lat doszedł do ppłk.) siłą rzeczy zmierzała ku końcowi, bo swoje w mundurze już przepracował.