TV średniowiecze
„Wiadomości” idą w tabloidalność. Główne wydanie na tle tragedii
Media blisko człowieka. Pytające o jego sprawy, będące tuż obok, zaangażowane. Dwadzieścia lat temu to była sztandarowa idea powstających wtedy w Polsce tabloidów. Chciały prostemu człowiekowi tłumaczyć świat w sposób, jaki będzie go obchodził – inaczej niż te nadęte, oficjalne media pierwszego obiegu. Te wszystkie czarno-białe gazety, tygodniki opinii, telewizyjne wiadomości, gadające o polityce, ekonomii, inflacjach, deflacjach, zmianach w prawie i procesach w skali makro.
Ówczesny szef Super Expresu, Grzegorz Lindenberg, w roli pierwszego czytacza każdego numeru gazety zatrudniał pana z kotłowni właśnie – żeby podkreślał ołówkiem wszystko, czego nie rozumie. Nie rozumiał – wykreślić. Mówił: muszą istnieć też gazety dla zwykłych ludzi. Bowiem świat będzie lepszy, jeśli ci, co niczego nie czytają, zaczną czytać cokolwiek. Obok cielaka dwugłowego coś tam się zawsze z wiedzy o świecie przemyci.
Lata minęły. Idea zeszła niżej. Oto główne wydanie „Wiadomości” w telewizji publicznej. Tragedia w Katowicach, w której zginęła redakcyjna koleżanka, jej mąż ,dziennikarz Faktów TVN, i dwuletni synek. Muzyka jak z filmu grozy. Szef „Wiadomości” na tle zwalonej kamienicy. Pierwszych pięć minut o tym, jak trudno rozbiera się zawaloną ścianę, będąc strażakiem. Plus jakaś myśl na temat okrutności losu: ktoś tam zapłacze do kamery – że obok stoi przecież jeszcze samochód zaginionych pod gruzami. Kolejne dwie minuty: o tym, że jeszcze inne ofiary leżą w szpitalu. Następne dwie: oto jest ośrodek Caritasu, do którego przeniosą tych ludzi, którzy ocaleli. Tak wygląda pokój, tu łóżko, tak wygląda tapeta na ścianie.