Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Grubymi nićmi

Czy obecne władze polskich ciężarów nie widzą problemu z dopingiem, czy nie chcą go dostrzec?

Flickr CC by 2.0
W tej dyscyplinie wiara w to, że „na sucho się nie pojedzie”, jest głębsza niż w innych.

Podczas Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro polski ciężarowiec, Tomasz Zieliński, tegoroczny mistrz Europy, został przyłapany na dopingu. Z Zielińskim problemy były jeszcze przed ogłoszeniem kadry na igrzyska. W czerwcu Zieliński razem z Krzysztofem Szramiakiem zostali skreśleni z listy zawodników przygotowującej się do igrzysk w Rio de Janeiro. Jednak zarząd związku nie zaakceptował jego decyzji i głosowaniem przywrócił obu do kadry.

Ale afera z dopingiem w polskich ciężarach zaczęła się kilka lat temu.

*

Przez chwilę wydawało się, że przypadek Marcina Dołęgi jest jednostkowy i jakoś tam usprawiedliwiony, bo wielki mistrz najwidoczniej nie ma pomysłu na życie po życiu, nie może pogodzić się z brakiem medalu z igrzysk olimpijskich i woli sięgnąć po sterydy, niż zejść z pomostu. Teraz okazuje się, że na dopingu złapano ostatnio również Sylwestra Kołeckiego – brata prezesa związku, Szymona, oraz Piotr Chruściewicza, czyli syna trenera kadry narodowej, Jacka. I to właśnie pozycja brata oraz ojca dopingowiczów każą postawić pytanie, czy aby niedozwolone wspomaganie nie stało się właśnie w polskich ciężarach smutną normą.

Gdy przed dwoma laty trwała kampania przed wyborami nowych władz PZPC stronnicy ówczesnego prezesa związku, Zygmunta Wasieli, nie ukrywali, że Szymon Kołecki buduje poparcie w zamian za obietnice patrzenia na „koks” przez palce, a jego wiarygodność w temacie niedozwolonego wspomagania podważa fakt, że sam był kiedyś zdyskwalifikowany za doping. Wasiela stał się dla części środowiska wrogiem numer jeden, bo domagał się wyjaśnień w sprawie tajemniczych eskapad do Osetii Południowej świeżo upieczonego mistrza olimpijskiego Adriana Zielińskiego.

Reklama