Skądinąd to zabawne, że wiceprezes partii Mariusz Kamiński pytany o szczegóły odparł, że szczegółami się partia nie zajmowała; ciekawe, czy jako szef CBA był równie dociekliwy.
Werdykt komitetu ogłaszał następca Hofmana Marcin Mastalerek, a nie partyjny rzecznik dyscypliny i europoseł Karol Karski, zwany meleksem od czasu pewnego niefortunnego incydentu na Cyprze. Ale jemu trudniej byłoby pewnie perorować o wysokich standardach i braku pobłażliwości dla łamiących je polityków.
Co dalej z Hofmanem i spółką? Są w dużo gorszej sytuacji niż ich poprzednicy. Słowa „nigdy”, „na zawsze”, „śmierć polityczna” są może zbyt daleko idące, ale trzech panów na długo zniknie z polityki. A jeśli potwierdzą się wieści Radia Zet, że najpierw kupili bilety lotnicze, a potem złożyli wniosek o znacznie większą delegację samochodową, to sprawa karna ich raczej nie ominie. W głowę zresztą zachodzę, jak Sejm może godzić się na delegacje samochodowe do Madrytu, gdy jest to kilka razy droższe niż bilety lotnicze. No ale to obywatele płacą, więc niech płacą, jak pan chce sobie pojechać.
A co dalej z PiS? PiS i Platforma są jak dwaj ścigający się biegacze. I co wyścig powtarza się sytuacja, że tuż przed metą jeden z zawodników wyjmuje pistolet i strzela sobie w nogę. I zawsze jest to zawodnik w koszulce PiS. Aż człowiek zaczyna wierzyć w teorie spiskowe. Kaczyński już do końca kampanii będzie we wszystkich telewizjach i internetach oglądał siebie w towarzystwie Hofmana. To był zdecydowanie najgorszy moment dla PiS na wybuch tej afery.
Tyle skutki krótkofalowe, które przyniosą być może przegraną w wyborach do sejmików. Ale warto też się zastanowić, jakie to będzie miało skutki dla PiS na dłuższą metę. O zmianie ideowej trudno tu mówić, bo i hofmanowcom nie przyświecała żadna większa idea niż idea zwiedzania świata za cudze pieniądze.